Profilaktyka- da się być zdrowym w stanie błogosławionym?

Moje zdjęcie- różne mogą być kwiaty 🙂

Stan błogosławiony jest szczytem zdrowia- usłyszałam kiedyś z ust Ewy Niteckiej, współzałożycielki Stowarzyszenia na Rzecz Naturalnego Rodzenia i Karmienia. Ale żeby szczęśliwie dostać się na szczyt- warto się do tego właściwie przygotować i dokonywać właściwych wyborów podczas zdobywania go: towarzyszenia dziecku podczas rozwoju w fazie ukrytej, wewnątrzłonowej. Jednak czas ten jest również czasem przygotowania do kolejnego etapu: laktacji, karmienia piersią- stąd potrzeba magazynowania w organizmie wartościowych skłądników.

Co jest najlepszą profilaktyką przed poczęciem i po poczęciu dziecka?

—> miłość– ta prawdziwa przez duże „P„, nie udawana, dodaje sił, radości, leczy to, co chore, przynosi ulgę, gdy jest trudno; czasami matki zapominają, że miłość to nie tylko dawanie; dawanie to jest rewers miłości, jej awersem jest branie; jeśli nie umiesz brać, to pozbawiasz swoich bliskich (i nie tylko bliskich) możliwości nauczenia się dobrych uczynków; to miłość do Twoich bliskich powinna pozwolić ci przyjąć od nich odpoczynek, gdy tego potrzebujesz, możliwość wyręczenia cię, ustąpienia ci miejsca w autobusie; to miłość powinna cię skłonić do tego, by pójść do masażysty, fizjoterapeuty, lekarza czy położnej, jeśli tego potrzebujesz; najważniejszym narządem zmysłu, jaki posiadamy, jest skóra- przytulajmy, masujmy, dotykajmy tych, którzy tego potrzebują, ale też pozwólmy, by inni okazywali nam w ten sposób swoją miłość; pod pojęciem miłość rozumiem, coś o wiele więcej niż emocje, bo postawę życiową i wybory życiowe; miłość to też przebaczanie, czasem bardzo wiele przebaczania- a z tym wiążą się też trudne, a czasem bardzo trudne emocje; jako położna i medyk mam też namacalną wiedzę, że brak wierności, czystości przed małżeństwem, zdrady, wynaturzenia itp. czyli brak miłości, to narażenie siebie i małżonka czy kochanej osoby na choroby przenoszone drogą płciową;

—> Świadomość czyli wierność prawdzie; a w rzeczy samej odkrywanie tej prawdy w trudzie, ale też w radości, bo tylko prawda jest ciekawa; mądrość ludowa mówi, że zaczynamy dbać lub nie dbać o zdrowie swojego dziecka 10 lat przed jego narodzeniem; długa perspektywa, nieprawdaż? w krótszej perspektywie to bezpośrednim przygotowaniem do poczęcia dziecka jest konkretny cykl owulacyjny i cykl przed nim; i ciekawe, że lekarze hojną ręką wykonują kobietom łyżeczkowania, a pośród swoich alarmują, jak jest to ryzykowny zabieg i ile po nim może być powikłań i apelują, żeby go unikać, jeśli to możliwe ze względu na to, że robi się kobietom na macicy blizny; przy naturalnym poronieniu, zwłaszcza jeśli ma ono miejsce do 12-13 tygodnia organizm ma ogromne szanse samodzielnie sobie poradzić z tą sytuacją, niepotrzebnym okaleczaniem może być łyżeczkowanie; powinno nam też dać do myślenia, że w tak bogatych krajach jak np. Finlandia zalecane i refundowane są jedynie 2 USG prenatalne; czy jesteście pewni, że USG co miesiąc na wizycie u ginekologa zwiększają prawdopodobieństwo zdrowia Waszego dziecka? są badania, które mówią dokładnie coś odwrotnego; preparaty hormonalne brane przed poczęciem są w stanie zaburzyć gospodarkę hormonalną na wiele lat, np. hormonalny lek na trądzik, często przepisywany dziewczętom potrafi skutkować niemożnością donoszenia przez nie później ciąż (ulotka: działania niepożądane); okres dojrzewania słynie ze swoich huśtawek hormonalnych, nierównowagi- i w ten sposób uczy się on sprostać późniejszemu macierzyństwu- dlatego nie można go dodatkowo obciążać hormonami z zewnątrz; branie z kolei pigułek antykoncepcyjnych, założenie spirali wewnątrzmacicznej to rujnowanie kobiecego endometrium; prof. W. Fijałkowski porównywał endometrium czyli śluzówkę macicy po antykoncepcji hormonalnej do rżyska, natomiast- u kobiety stosującej naturalne metody planowania rodziny- do falującej łąki i pokazywał tę różnicę na zdjęciach; warto, żebyście rozumiały i doceniały kobiecą fizjologię przed poczęciem, jak i po poczęciu dziecka; mając np. świadomość, że w stanie błogosławionym zwiększa nam się ilość krwi o 40-45% przy ciąży pojedynczej- warto do tego się przygotować jak najwcześniej, np. badając sobie poziom ferrytyny czyli zapasu żelaza w organizmie; jeśli mamy duże zapasy, ogromnym błędem jest suplementacja żelaza, gdyż sprzyja ona wówczas takiemu groźnemu powikłaniu jakim jest rzucawka czy stany przedrzucawkowe; zresztą żelazo jest dosyć „ryzykownym” suplementem w pierwszym trymestrze – może być ono teratogenne czyli uszkadzające dla dziecka; mając nie za wysoki poziom ferrytyny, bezpiecznie można jeść/pić pokrzywę, kwas buraczany, a nawet od drugiego trymestru suplementować żelazo w bezpiecznej formie np. laktoferrynę;

Obserwując swój cykl miesiączkowy, można też bardzo wcześnie zauważyć niedomogę progesteronową- umożliwia to nam zapobieżenie poronieniom czy przedwczesnemu porodowi np. przez wdrożenie leczniczych dawek witamin C, E.

Warto być świadomym, że stan błogosławiony jest czasem, kiedy matka rezygnuje z części swojej odporności na rzecz swojego rozwijającego się dziecka- dlatego tym bardziej powinna zadbać o to, co podnosi jej odporność: w jej trybie życia. Na tryb życia składa się: oddychanie, ruch, świadome rezygnowanie ze stresu, odżywianie. Jak można świadomie rezygnować ze stresu? Uczy nas tego chrześcijaństwo: uczy postawy wdzięczności, stawania się radosnym dzieckiem Bożym czyli postawy ufności, życiem chwilą obecną.

Świadomość sensowności fizjologii: nie musimy się bać fizjologii. Częścią fizjologii są np. skurcze Braxtona-Hicksa czyli skurcze macicy, które zaczynają się od połowy ciąży, powinny być one raczej niebolesne i nieregularne, ale mogą być wyczuwalne jako twardnienie brzucha – a dokładniej: macicy. Skoro są one częścią fizjologii, to na pewno nie należy ich leczyć No-Spą (po której dzieci mają osłabione napięcie mięśniowe), kładzeniem do szpitala i podawaniem matce sterydów na rozwój płuc. Powodem do paniki dla niejednej matki bywa też badanie długości szyjki macicy.

Badanie to powinno się odbywać w ściśle określonych warunkach- inaczej jest niemiarodajne:

  • pomiar szyjki macicy powinien odbyć się dokładnie pomiędzy 18.-22. tygodniem ciąży,
  • winien być wykonany w USG przezpochwowym,
  • w czasie tego badania pęcherz moczowy powinien być opróżniony.

Tylko tak wykonane badanie jest uważane za miarodajne i jego wyniki można dalej interpretować zgodnie z pracami naukowymi wg medycznych standardów. Czy wszyscy wasi lekarze przypominają wam o skorzystaniu z toalety przed badaniem USG- tzw. połówkowym?

Pocieszające naprawdę są dane z 2 pierwszych akapitów:

  • Szyjka powyżej 25 mm w połowie ciąży– ryzyko porodu przedwczesnego to zaledwie 1%,
  • Szyjka od 16 do 25 mm w połowie ciąży – ryzyko porodu przedwczesnego wynosi zaledwie 4%,
  • Szyjka 15-10 mm – 25% ryzyka porodu przedwczesnego ,
  • Szyjka macicy krótsza niż 10 mm w połowie ciąży – ryzyko porodu przedwczesnego- bardzo duże: 90%.

Czy 1% to dużo? A 4%? To wystarczająco, by dać się zastraszyć porodem przedwczesnym i dać się położyć do szpitala?

Dane ze strony: mamaginekolog

Czy nie lepiej w tej sytuacji byłoby zapobiegać dalszemu skracaniu odciążając tę szyjkę i zapobiegając skurczom przez suplementację magnezu z witaminą B6? Nie jest to gotowa odpowiedź- tylko sprawa do rozważenia. Czasem lepiej zapobiegać, dzięki szpitalnej pomocy, możliwości wcześniactwa.

Wnioski jakie wysnuwa jednak lekarka z w/w strony są dla mnie porażające: czy naprawdę wystarczy częste chodzenie do lekarza, by zapobiegać powikłaniom położniczym?

Czy jednak tryb życia nie jest istotniejszy?

Kluczowe badanie dla profilaktyki pokazuje, że nawet za 75% zdrowia odpowiedzialny jest właśnie tryb życia: ruch, oddychanie, odżywianie itp.

Czy wystarczy, żeby być zdrowym samo chodzenie do lekarza, jeśli zaniedbujemy na co dzień ruch, właściwe odżywianie, potrzebę odpoczynku itp.

Na koniec chciałabym opowiedzieć Wam o badaniu, które pokazało, że kobiety, które do końca stanu błogosławionego chodziły do pracy 4-krotnie częściej rodziły drogą cesarskiego cięcia w porównaniu z tymi, które miały zwolnienie co najmniej od 3 trymestru. Czy to nam coś mówi o lokowaniu swoich sił? Czy w kontekście rozwoju tak intensywnego dziecka, możemy stawiać na pierwszym miejscu pracę zawodową? Widać jak na dłoni, że jest to lub może być szkodliwe dla dziecka.

Dziękuję Fundacji Madka za zaproszenie mnie oraz Eweliny Misiury- doradcy żywieniowego z wykładem dotyczącym profilaktyki.



Pooglądacie?

Takie tam z okazji kolejnego Międzynarodowego Dnia Porodów Domowych:

Poród- nasza pasja



Program- ale czy do obejrzenia?

Chcecie zobaczyć program telewizyjny, który miał być o porodach domowych,

w którym wystąpi:

-lekarka, która nie uczestniczyła nigdy w porodzie domowym, ale się wypowie obficie;

-położna domowa, która jednak chciała zabrać głos na tak fascynujący dla niej temat, jakim są porody domowe (nie wiadomo tylko, czy jej się udało?) i

-ojciec dziewięciorga dzieci i dziesiątego w drodze, który miał całkiem sporo do powiedzenia o porodach domowych, ale pani redaktor trochę zapomniała o nim?

Jeśli chcecie posłuchać- wyciągnąć swoje wnioski, zapraszam do włączenia TVP 3- Lublin w niedzielę o 18.55, program Strefa otwarta

lub za jakiś czas do linka:

Strefa otwarta



Tylko wspieranie

„Pomóż”– usłyszałam takie słowo niedawno od rodzącej.

I nic z tego.

Nie wyciągnę dziecka.

Nie naduszę na brzuch.

Nie zmuszę macicy do szybszego kurczenia kroplówką z oksytocyny.

Zadaniem położnej w porodzie fizjologicznym

jest

zaledwie wspieranie

tych sił,

które są ukryte w matce,

które ma rodzące się dziecko.

A matka, która jeszcze nie rodziła nawet nie wie, jak wiele ma sił.

Ale może się dowiedzieć,

gdy damy jej czas,

przestrzeń do rodzenia,

do nadziei,

do miłości, która przekracza samą siebie idąc naprzeciw dziecku.

Gdy otoczymy ją miłością,

jakiej potrzebuje.

Żeby wyjść naprzeciw Waszym potrzebom,

już w edukacji przedporodowej

będzie możliwość wybrania już nie tylko książek,

ale również pomocy wspierających zdrowie i dobre samopoczucie matki w stanie błogosławionym oraz jej dziecka.

Jest to propozycja dla kobiet, którym brakuje (nieco lub bardzo) czasu na spotkania,

ale nie brakuje chęci, by wspierać siebie, swoją rodzinę i rozwijające się dziecko.

Napisz lub zadzwoń:

Iza,

położna środowiskowo-rodzinna, domowa,

tel.: 501-218-388

Jeśli nie jesteś w ciąży,

to i tak możesz znaleźć sobie/zmienić położną środowiskową.

2 razy w roku można to uczynić bezpłatnie.

Chętnie podzielę się z Tobą moją wiedzą na temat wspierania zdrowia rodziny (dzieci, starszych), profilaktyki itp.



Poród domowy? To jest bezpieczne! O warunkach tego bezpieczeństwa słów kilka…

No właśnie- dlaczego lekarze czują się w ogóle kompetentni wypowiadać o czymś, czego zazwyczaj nie widzieli?

Dlaczego bezpieczeństwo porodu domowego w obecności położnej jest tak duże?

  • gdyż wiele matek, które rodzą w domu wybiera profilaktykę: dobre odżywianie, dużo ruchu, pokój serca i pracę nad sobą, dobraną z rozmysłem zdrową dietę, indywidualnie dobraną suplementację, jeśli trzeba, unikanie szkodliwych dodatków do żywności i jej zanieczyszczeń;
  • bo właśnie w domu mamy najwięcej zaprzyjaźnionej (tzw. symbiotycznej, probiotycznej) flory bakteryjnej czyli takich mikroorganizmów, które nasz organizm zna, umie sobie radzić, a nawet służą one zachowaniu zdrowia; w domu zazwyczaj nie ma szpitalnych super zjadliwych lekoopornych patogenów, na które nie wykształciliśmy ani my, ani nasze dzieci odporności;
  • bo to właśnie we własnym domu łatwiej o uszanowanie fizjologii, nieprzyśpieszanie żadnego z etapów, ale też szukanie zdrowych rozwiązań wspierających ten stan zdrowia; w domu też położnej łatwiej o cierpliwość, bo nie ma poczucia, że zaraz kończy jej się dyżur i powinna „to skończyć”;
  • we własnym domu nie ma tylu rozpraszających bodźców, które mogą zahamować/utrudnić naturalny poród: wywiadu na Izbie Przyjęć (lista pytań jest doprawdy imponująca- gdy przygotowujemy się do porodu domowego wywiad medyczny jest przeprowadzony podczas kwalifikacji PRZED porodem); w domu nie ma wdrapywania się na fotel ginekologiczny, żeby kolejne osoby badały (np. kolejne położne i kolejni lekarze, bo się skończył dyżur, kolejni studenci zaliczający praktyki, salowe, które muszą sprzątnąć, ale przy okazji sobie popatrzą itp., itd.);
  • bo to właśnie w domu liczbę badań wewnętrznych ogranicza się do niezbędnego minimum, żeby zmniejszać prawdopodobieństwo zakażenia wstępującego; nie bada się rutynowo, a dopasowując do zmieniającej się sytuacji położniczej szukając optimum danego badania dla danej sytuacji; w domu koncentrując się na 1 rodzącej, łatwiej o dobre zindywidualizowane decyzje;
  • bo w domu jest ciągłość i zrozumienie opieki: jest znajomość danej klientki, jej słabych i mocnych stron; w szpitalu najczęściej trudno trafić na lekarza prowadzącego ciążę lub znajomą położną- inny więc lekarz często prowadzi ciążę- inny lekarz i położna są na Izbie Przyjęć- inny lekarz i położna są na porodówce- a gdy mamy pecha i akurat się kończy dyżur, to wkraczają następni lekarze i następne położne; z tym brakiem ciągłości wiąże się też rozmycie odpowiedzialności w szpitalu;
  • bo w domu jest najlepsze miejsce na intymność- we własnym pokoju czy łazience można się spokojnie zamknąć, wyciszyć, rozluźnić, bez skrępowania można okazać/odwzajemnić pieszczoty własnemu mężowi; to jest miejsce, gdzie nam najłatwiej przychodzi odpoczynek- drzemki w czasie porodu niekiedy bywają zbawienne; szpital to jest miejsce publiczne- kiedyś naliczyłam przy jednym porodzie aż 8 osób personelu medycznego (i pozamedycznego)- a nie był to poród w żaden sposób powikłany; czy da się spać w takich okolicznościach?
  • bo nawet szczury częściej doświadczały powikłań rodząc młode, gdy zmieniano wówczas  ich miejsce pobytu; czy kobieta nie jest o wiele wrażliwsza niż jakiekolwiek gryzonie?!
  • bo dom to miejsce, gdzie nie musimy doświadczać rozłąki z najbliższymi: z mężem, bo skończyła się pora odwiedzin w szpitalu, z dziećmi- bo w ogóle na położnictwo dzieci często się nie wpuszcza; a obecność bliskich osób, członków rodziny, osób ważnych dla naszego poczucia bezpieczeństwa zapewnia matce stabilność emocjonalną, która w okresie okołoporodowym jest dość krucha;
  • w końcu oczywista oczywistość: miejsce dla zdrowych to dom, a nie szpital; dlatego tak ważna jest kwalifikacja i czuwanie położnej, żeby chorych odesłać jak najwcześniej do szpitala; o ile lepszego wsparcia, leczenia doznałyby chore kobiety i chore dzieci (lub te z powikłaniami) ze strony personelu medycznego, gdyby nie musieli się oni zajmować mnóstwem zdrowych osób niepotrzebujących medykalizacji ich porodów, a skupili się na tych ze schorzeniami, potrzebującymi leczenia, operacji, zabiegów i innego rodzaju wsparcia medycznego?!
  • bo to właśnie szpitalna machina zdrowych przerabia na pacjentki- wcale nie tak łatwo nie wchodzić w rolę „grzecznej pacjentki”, gdy już się jest w szpitalu i oczekują od ciebie poddania się wszelkim badaniom, zabiegom- najlepiej bezmyślnie i bez zbędnych pytań; rodzące myślące, odpowiedzialne, odmawiające procedur medycznych często nie są lubiane lub uważane za dziwne, przekonywane do rezygnacji ze swoich wyborów;
  • bo to właśnie w domu można rodzić pijąc i jedząc według potrzeby- co wymiernie skraca poród (wg danych EBM);
  • bo poród może być pięknym, ekscytującym, dowartościowującym dla kobiety wydarzeniem, gdy pozwoli/pomoże jej się przeżyć go bez lęku, bez odarcia z godności i poczucia sprawczości; zmniejszenie lęku, poziomu stresu przekłada się konkretnie na lepsze radzenie sobie z oddychaniem- dziecko i matka są lepiej dotlenieni, mają więcej sił w porodzie- nic nie trzeba robić ZA NICH; to ich święto- święto całej rodziny;
  • bo położna domowa jest wykwalifikowanym medykiem: wie jak zapobiegać wielu powikłaniom, a gdy się jednak pojawią- radzić sobie z nimi w domu lub zdecydować o transferze, gdy tego wymaga dobro klientki.

To w szpitalu najłatwiej o trudne zakażenia, nadkażenia, powikłania wynikłe z pośpiechu, biegania od jednej do drugiej „pacjentki”, o lekceważenie wsparcia fizjologii i o jatrogenną medykalizację. To w szpitalu najłatwiej o „Po co się pani będzie męczyć? Zrobimy cesarkę i po sprawie.” I w ten oto sposób szereg zdrowych matek ma operację, która powinna służyć ratowaniu życia i zdrowia, a nie skróceniu porodu, zabezpieczeniu pana doktora przed lękiem przed pozwem sądowym itp.

Zostawmy szpital chorym i potrzebującym!

Skorzystają na tym i chorzy, a przede wszystkim my- zdrowi.

Zapraszam do skorzystania z naszej oferty położnej środowiskowej: edukacji, profilaktyki zdrowotnej, Szkoły Rodzenia, wspierania w porodzie i połogu.

Iza- psycholog, konsultant laktacyjny, położna środowiskowa i domowa:

501-218-388



Zapraszam

Już wkrótce o porodach domowych w:

Strefie otwartej

Czekamy kilka dni… i…



Leczenie dzieci?


Stópki, stópeńki

Dziś pewna wspaniała mama oświadczyła, że chętnie przeczytałaby moją książkę o leczeniu dzieci.

Pisać lubię- to fakt.

Ale obecnie uczyć kogoś o leczeniu bywa niebezpieczne.

Może szepnę na ucho, jakim cudem moje latorośle przeżyły. Nawet jakby zdrowsze zaczęły być, kiedy zaczęłam dawać im żyć.

Uważam się przede wszystkim za matkę. Potem położną.

Ale jako położna mogę uczyć o fizjologii czyli stanie zdrowia. To jest moja pasja.

My nawet tego stanu zdrowia nie odróżniamy, nie rozumiemy.

Taki np. noworodek.

Zupełnie ciekawy typ człowieka.

Uczy się wszystkiego.

Oddychać.

Oddychać miłością- to najważniejsze.

Nawet oddychanie lepiej mu wychodzi jak jest przytulony, dogrzany, czuje kochającą osobę.

I serce mu wtedy stabilniej bije.

I chętniej się budzi i pamięta o swoich potrzebach, gdy czuje bliskość.

Noworodek jest w ogóle ciekawy. Różne rodzaje wykwitów, plam, krostek na skórze- to standard. Skóra uczy się być na lądzie, więc po kilku dniach od porodu taki noworodzio musi ją zmienić na model lądowy. Złuszcza więc model wodny- już niepotrzebny w okolicznościach życia na lądzie, a nabywa nowy, bardziej praktyczny.

Skóra noworodka jest szalenie delikatna- jeśli pocieramy ją ręcznikiem, to zdzieramy mu ją jak pumeksem. Noworodek potrzebuje być osuszany przez delikatny dotyk- nie pocieranie.

Kto chce jeszcze słuchać o noworodku?

Lublin, położna środowiskowa Iza: 501-218-388



Szkoła Rodzenia czeka

Fale porodowe podnoszą na wyżyny miłości, ekscytacji, trudu

Serdecznie zapraszam na zajęcia lubelskiej Szkoły Rodzenia.

Prowadzimy ją jako małżeństwo, jako doświadczeni rodzice.

Dzielę się swoją wiedzą jako mama ( i to jest kluczowe), położna, doula, konsultant laktacyjny, psycholog.

Mój mąż dzieli się swym ojcowskim doświadczeniem oraz doprawia wszystko szczyptą humoru 🙂

Jest możliwość skorzystania z zajęć grupowych (29 marca, potem 12 kwietnia, co 2 tygodnie), indywidualnych, z książek i konsultacji telefonicznych.

Wychodzimy z założenia, że to rodzice mają niepodważalną godność, odpowiedzialność za swoje dzieci.

Podczas naszej Szkoły Rodzenia towarzyszymy w odkrywaniu rodzicielstwa, w otwieraniu się na to, co jeszcze nieodkryte.

Iza,

położna środowiskowa (można zapisywać się także nie będąc w ciąży, a także swoje córki, mamy, babcie, ciocie itd.), domowa, itd.

Zapraszam:

tel. 501-218-388



Na wagę złota

Rodzice są źródłem spersonifikowanej wiedzy o swoim dziecku.

Oni znajdują cechy charakterystyczne swojej rodziny, które czasem medycy uznają za:

-podejrzane,

-niebezpieczne.

Szczególnie matka tak wiele czasu poświęcając noworodkowi, niemowlęciu czuje zmiany „przez skórę”, z uprzedzeniem.

Gdy dorasta jako matka z nadwrażliwości, może dojść do cennej wrażliwości i zrozumienia.

Gdy jest przy dziecku.

To” jest” jest kluczowe.

Bo miłość najpierw JEST.

I bez tego „jest” jej nie ma lub jest bardzo słaba.



Z przymrużeniem oka

OPARCIE

Radosna twórczość dziecka urodzonego w domu