Wyniki wyszukiwania


Koktajle prosto z bagien- oryginalne i zielonkawe

Koktajl bagienny:

  • 2 szklanki szpinaku;
  • 2 banany;
  • 1 szklanka truskawek;
  • 1-2 szklanki wody lub mleka.

Miksujemy i wychodzi nam mikstura o niezmiernie brzydkim kolorze i fascynującym smaku. Wszystkim dzieciom i dorosłym, których zwłaszcza w tamtym roku raczyliśmy tym wynalazkiem, smakowało.

Koktajl szpinakowo- gruszkowy

  • 1 szklanka szpinaku,
  • 2-3 gruszki (pokrojone, ew. obrane),
  • 1 banan,
  • szczypta cynamonu i kardamonu,
  • mleko migdałowe.

Miksujemy na gładki koktajl. Ciekawe, czy można by dodać wody zamiast tego mleka migdałowego wody i jak to wpłynie na smak?

Koktajl z pokrzywy

  • 1 szklanka posiekanej młodej pokrzywy (majowa idealna),
  • 2-3 słodkie jabłka (pokrojone),
  • 1 dojrzałe awokado (obrane, pokrojone),
  • sok z 1 dużej cytryny,
  • woda.

Znów miksujemy i pijemy ze smakiem lub bez 🙂 Dopiero zamierzam przystąpić do dzieła. Nie ma jak duża dawka dobrze przyswajalnego żelaza, witamin i minerałów.

Zielony koktajl z dodatkiem

truskawek i brzoskwiń

  • 1 szklanka jarmużu,
  • 1/2 szklanki posiekanej salaty rzymskiej,
  • 1/4 szklanki posiekanej natki pietruszki,
  • 1/4 szklanki kiełków słonecznika,
  • 1 szklanka truskawek,
  • 2 szklanki brzoskwiń,
  • 2 szklanki mleka migdałowego.

Ciekawe czy jadalne? Dla mnie to mleko migdałowe jest niejadalne, ale może komuś nie szkodzi. Dla dzieci migdały i inne orzechy powinno się wprowadzać nie wcześniej niż od trzeciego roku życia- są to produkty silnie uczulające. Ale z tego co zauważyłam- trudno większości rodziców o cierpliwość czekania.



Tylko opuchlizna?

Niektórzy lekarze bagatelizują opuchliznę w stanie błogosławionym. Zwłaszcza jeśli dotyczy ona tylko nóg i NIE WIĄŻE SIĘ z patologią- białkiem w moczu.

No i trochę mają rację:

-człowiek by oszalał jakby się tak wszystkim przejmował;

-dzidziuś w macicy naciska na naczynia krwionośne, limfatyczne, gdy jest już dość duży, więc naturalnie ma i limfa, i krew utrudniony odpływ z kończyn dolnych, szczególnie gdy dużo stoimy, siedzimy, mało się ruszamy;

-zatrzymywanie wody w organizmie na tym etapie życia matki podtrzymującej życie dziecka jest korzystne, bo ta woda jest rezerwuarem dla niej i dziecka; no tak, matka jest jak wielbłąd 😉 też ma swój magazyn wody;

Ale są i tacy lekarze, którzy nie bagatelizują tej kwestii, bo pozostawiona limfa w jakimś obszarze ciała niekorzystnie może wpłynąć na całe ciało.

Co więc można zrobić, by nie puchnąć lub pozbyć się opuchlizny:

-popracować nad swoją dietą: do zupy wrzucać dużo pietruszki i mało marchewki, robić sobie koktajle z natki pietruszki (1 pęczek zmiksować z 1 litrem wody, sokiem z połowy cytryny i miodem do smaku- polecam też tym, co mają za niską hemoglobinkę); inne moczopędne roślinki, które warto jeść to: arbuzy, ogórki, cukinie itp.;

-są też zioła dozwolone w stanie błogosławionym, które działają przeczyszczająco na nerki, np. pokrzywa, która dawniej był zjadana normalnie jak warzywo, będąc stałym wiosenno-letnim elementem menu rodzin;

-być dużo w ruchu, ćwiczyć, a nawet gdy siedzimy lub stoimy, ruszać choćby samymi stopami lub palcami stóp;

-jeśli już jesteśmy szczęśliwymi posiadaczkami opuchlizny, warto skorzystać z drenażu limfatycznego, który usprawnia przepływ chłonki (inaczej- limfy).

Moje kochane, drogie niewiasty i ojcowie dzieci, czy Wy wiecie, że położna powinna również posiadać w asortymencie swych umiejętności również takie jak pewne elementy rehabilitacji matki i dziecka? Wśród nich jest również właśnie drenaż limfatyczny.

Te z Was, które chciałyby więc skorzystać z drenażu w Lublinie lub okolicy, zapraszam serdecznie na umówienie się (tel. 501-218-388), skorzystanie z Edukacji Przedporodowej Domu Narodzin Świętej Rodziny. W jej ramach mogę również, gdy jest taka potrzeba, wykonać jednorazowy drenaż limfatyczny ucząc przy tym sposobu jego wykonywania np. ojca dziecka, który później może robić go swej żonie częściej.

Położna może też udzielić takiego wsparcia oczywiście kobietom po różnych operacjach, np. wycięciu węzłów chłonnych przy raku piersi.

Jestem naprawdę szczęśliwa, gdy widzę na twarzy mamy w stanie błogosławionym w trakcie drenażu i po nim taką

ULGĘ 🙂

W/w tekst nie jest poradą lekarską ani położniczą oczywiście, tylko paroma luźnymi myślami 🙂 Takie można udzielać tylko osobiście i indywidualnie.



Do porodu w domu

Co potrzebne jest do porodu w domu?




Takie pytanie ostatnio dostałam. Więc stworzyłam taką oto listę składników.

Zacznijmy od najważniejszego:

-1 kg zaufania do Pana Boga;

-serca pełne łaski uświęcającej;

-300 dag cierpliwości;

-700 dag radości świętowania;

-1 szczypta ekscytacji;

-2-3 szczypty humoru.

I wszystko to zanurzyć w ogromie miłości niosącej pokój

i zaczekać

powolutku

w swoim tempie

dojrzeje

i

przyniesie OWOC.

A oprócz tego:

  1. Podkłady jednorazowe duże – 2-3 paczki;

 2.    3-4 pieluszki do osuszenia, ogrzania dziecka;

 3.    1 – 2 stare czyste prześcieradła;

 4.    2 opakowania gazy jałowej 1 m2 oraz 5 paczek gazików jałowych 7×7 cm;

 5.    2-3 paczki dużych podpasek i 2-3 mniejszych;

 6.    2 butelki (prostokątne poj. 0,5 litra) z wodą w zamrażarce;

7. 2-3 napary z pokrzywy lub krwawnika w foremce po lodach na patyku zamrożone (jako okład na krocze);

 8.    2 grube worki na śmieci ( około 10 l);

 9.    miska plastikowa (około 25 cm średnicy);

10.   lampka nocna przenośna + ew. przedłużacz;

11.    Zapasy na dwa- trzy dni jedzenia (do skorzystania po porodzie) lub nawet dłużej;

12.    zupka „mocy”- najczęściej rosół gotowany długo, np. parę godzin w czasie porodu lub soki warzywne lub owocowe albo koktajl położnej (termos zaparzonego mocnego imbiru z goździkami, cynamonem, herbatą Werbeną- do popijania małymi łyczkami w oczekiwaniu na poród w ciągu 1-2 dni lub w czasie porodu);

13.    woda i przekąski;

14.    ulubiona muzyka, olejki eteryczne, świece, sukienka porodowa itp. rekwizyty tworzące nastrój;

15.    sprawne auto z pełnym bakiem;

16.    dom, w którym można czuć się bezpiecznie, spokojnie: dla jednych to będzie dom wysprzątany, a dla innych dom przyozdobiony w kwiaty, karty porodowe z afirmacjami; zaopiekowane spokojne dzieci;

17. ustalone priorytety: wspólne osiągnięcie zrozumienia z mężem odnośnie ważnych spraw np. wybór imienia dla dziecka, wybrany szpital do ew. transferu i spakowana torba (sprawdzenie dokumentów), nr telefonu do lekarza (neonatologa), mama czy sąsiadka lub przyjaciel do zaopiekowania się starszymi dziećmi;

18. ubranka dla dziecka, kocyk;

19. ręczniki papierowe, mop lub ścierki do sprzątania;

20. jeśli ktoś chce, to basen do porodu w wodzie lub tylko do łagodzenia skurczy porodowych i relaksacji (choć czasem wystarczy wanna- zwłaszcza jeśli jest duża).

I proszę zwykle, by wszystkie te rzeczy zgromadzić w jednym miejscu, by nie trzeba było w trakcie porodu przeszukiwać rodzącym szaf, szafek i szafeczek. Tylko móc się zająć wspieraniem rodzącej mamy i rodzącego się dziecka.

No i nie zapomnijmy o dużym zapasie dziękczynienia za fale skurczy, na których dopłyniemy do spotkania z dzieckiem 🙂

I otulenia wszystkiego i wszystkich Bożą Miłością, która daje prawdziwy wzrost.



Już znajdziesz pokrzywę…

Już znajdziesz pokrzywę.

Już znajdziesz wiosnę.

Tylko wyjdź z domu i schyl się.

Nie zadeptuj tego, co wydaje Ci się trudne.

To może Cię wzmocnić.

Bardziej niż myślisz.

 

Dzisiaj wymyślony koktajl do zmiksowania:

  • 1 lub 2 garście pędów pokrzyw (o tej porze mogą być jeszcze listki z łodygami- w późniejszych miesiącach liście stają się zbyt łykowate)- pokrzywa jest naturalnym antybiotykiem; poza tym ma dużo żelaza, jest krwiotwórcza; oczyszcza też nerki;
  • 2 garście jagód (mrożonki o tej porze)
  • 1 gruszka
  • 3 banany
  • sok z cytryny
  • 3 plastry świeżego imbiru (jak ktoś nieprzyzwyczajony, to lepiej mniej na początek)
  • trochę wody do rozrzedzenia.

Dla tych, co się boją poparzenia- wiosenna pokrzywa parzy mniej. Można też się zaopatrzyć w grube gumowe rękawice- wtedy nie będzie w ogóle parzyć. Po zmiksowaniu przestaje parzyć 🙂 Po ugotowaniu- również!

Smacznego!



Smaki jesieni

Zaczyna się hartowanie, ale i czapek zakładanie.

Choć wydaje mi się, że te dzieci bardziej zahartowane, co dłużej wytrzymują bez czapek, szalików, skarpet. Co stawiają czoła jesieni, topiąc ją w ulubionej kałuży razem ze swoimi kaloszami, odnóżami i skarpetami.

Brrr! Dzielne dzieciaki! Już mi zimno na samą myśl.

A z doświadczenia to katary, prychanie i kasłanie u mych lubych dzieci zwykle zaczynało się wcale nie wraz z brzydką pogodą, a wraz z włączonymi kaloryferami.

Kaloryfery- wynalazek świetny i kiepski zarazem.

Świetny, bo ogrzewa wspaniale. Kiepski, bo tak wysusza powietrze, że dziecięce cienkie śluzówki przesusza na wiór. I nawet te w miarę odporne potrafią zacząć chorować. Niektórzy radzą sobie wieszając nawilżacze w pokojach, gdzie śpią dzieci (najprostszy nawilżacz- mokry ręcznik na kaloryferze lub suszące się pranie obok kaloryfera).

A ponieważ lepiej zapobiegać niż leczyć, to uczyć warto od maleńkości rozmaitości smaków, ziół.

Nawet roczne maleństwo może skosztować coś ostrego, ciekawego w smaku- pod warunkiem, że w obecności rodzica, w niewielkiej dawce i bez zmuszania, w bezpiecznej formie.

Pamiętam pewnego rocznego rączego młodzieńca, który wykradł z kuchni papryczkę chilli. Skonsumował ją w zaciszu pod stołem, po czym przyszedł z małą resztką i ogonkiem pokazując, że zaczyna czuć coś dziwnego. Jak na rocznego człowieka, to owo dziwne odczucie zniósł niemal ze stoickim spokojem.

Czy wiecie, że akceptowalność danego pokarmu zwiększa się po 18 skosztowaniu danego pokarmu?

Czyli dziecko potrzebuje, aby „oswoić”, polubić dany smak mieć szansę często go kosztować. Nic więc dziwnego, że meksykańskie dzieci  wespół z dorosłymi zajadają się ostrymi daniami, natomiast chińskie jadają niemal wszystko z imbirem.

Czy dajemy naszym dzieciom szansę oswojenia się wczesnego (czyli od 12 miesiąca wzwyż) ze smakiem kapusty i ogórków kiszonych, cebuli, czosnku, chrzanu, gorzkich ziół, przypraw (np. majeranku, rumianku, cynamonu, goździków), owoców (greipfruitów, aronii) etc.?

Gdy dziecko będzie miało szansę poznawania wczesnego tego bogactwa smaków, jego repertuar ulubionych potraw w późniejszym wieku będzie prawdopodobnie szerszy. Fatalną robotę wykonują kupcze przesłodzone niemowlęce kaszki- czynią z dzieci późniejszych konsumentów batonów, czipsów, mlecznych kanapek i innych jedzenia atrapek. Najpierw producent podsuwa jeden produkt- kaszkę mleczną czy zbożową dla maleństw, a potem przy jej pomocy przeprowadza do następnych swoich produktów. Samonakręcająca się spirala zwiększonej sprzedaży- osiągnięty cel producentów.

Koktajl wdrażający w ostre smaki, który lubią nasze dzieciaki:

  • 3 banany;
  • 3 gruszki;
  • sok z 1/2 cytryny;
  • 2 szklanki jarmużu;
  • 1 awokado;
  • 3 plastry imbiru (jak zaczynacie poznawanie tego smaku, to zacznijcie od mniejszej dawki);
  • 2 szklanki wody.

Wystarczy poobierać ze skóry, zmiksować i napawać się smakiem.

Już kiedyś o nim pisałam, ale dopiero jakiś czas temu odkryłam, że można go ożywić ostro-cytrynowym w smaku imbirem.

Smacznego!



Zupki Fiony dwie odsłony

 

Częstowałam Was już kiedyś mieszanką koktajli bagiennych. Niektórzy stali opilcy nazwali je koktajlami Shreka:

Opijmy to!

To może dziś czas na zupę Fiony.

Do garnka wrzucamy:

  • marchewkę;
  • 2 pietruszki;
  • 1 pora;
  • 1 cebulę;
  • 2 ziemniaki.

Dolewamy wody.

Gdy warzywa zmiękną, dorzucamy niemałą dawkę wierzchołkowych liści pokrzywy i krótko zagotowujemy. Dodajemy swoje ulubione przyprawy lub sól, kurkumę, przyprawę Gyros.

Miksujemy na krem. Do talerza z niemałą porcyjką dolewamy jakiś zdrowy olej (już bez gotowania), np. lniany lub z wiesiołka.

Fakultatywnie dorzucaliśmy jeszcze makaron ryżowy.

No i najważniejsze: to jest jadalne, smaczne i wypróbowane!

I jest to cudna dawka żelaza, magnezu, potasu, krzemu, siarki. W sam raz, by zadbać o zdrowie, gdy jest się wciąż „w ciąż” lub podczas laktacji, lub dba się o dzieci lub odtruwa się.

Smacznego!

Cd.: Można jeszcze pokrojonego pora i cebulę poddusić na oliwie i dopiero wtedy zmiksować. Wypróbowane i zjedzone. Niektórzy z dokładkami.

Gotujmy póki Unia Europejska nie włazi nam z butami do naszej zupy 😉



Pyszne jak pokrzywa

IMG_1329Jeśli ktoś na bieżąco śledzi mój blog, to zapewne czytał już o dziecku, które stwierdziło, że coś jest „pyszne jak pokrzywa”.

Pokrzywy majowe mają liście czerwonawe od spodu. Ta czerwień opowiada o bogactwie żelaza, które zawierają. Zawierają jednak o wiele więcej mikroelementów- rosnąc na glebie żyznej czerpią ich bogactwo: magnez, fosfor, jod, krzem, potas, siarka oraz witaminy: C, K, A, B2. Po co się truć chemią w tabletkach, skoro można zjeść coś smacznego, tańszego i o wiele zdrowszego Pokrzywa w ogóle jest ciekawym ziołem, chociaż ja bym powiedziała, że jest warzywem liściastym.
To, że teraz jej się nie jada w takich ilościach jak kiedyś, świadczy tylko o tym, że sama  nie jest zbyt smaczna. Jej zbieranie też bywa niezbyt miłe, jeśli nie posiada się grubych gumowych rękawic: wgryza się swoimi parzydełkami w skórę, co ma podobno przeciwreumatyczne działanie. Nie zjada się jej też z tego powodu, że nie ma głodu- dawniej ratowała życie i zdrowie ludzkie uzupełniając niedobory mikroelementów, witamin, oczyszczając naczynia krwionośne, wątrobę, nerki. Oczyszczając łagodnie

Moi sąsiedzi smażą jajecznicę z pokrzywą.

Ja z kolei specjalizuję się w robieniu soków, koktajli z pokrywą, które dzieci piją z wielką chęcią.

Wynalazłam dla własnych potrzeb następujące smaczne mikstury regenerujące:

  • garść pokrzyw (samych liści), 2-3 banany, garść czarnych porzeczek (lub innych), szklanka przegotowanej wody;
  • garść pokrzyw, 2 banany, garść jagód, 1 jabłko, szklanka wody;
  • garść pokrzyw, 1 banan, szklanka truskawek, woda.

Kto da więcej?

Chętnie skorzystam z ciekawych przepisów.

Sałatka z pokrzywą

Zupa z pokrzywy

Warto sobie podjeść pokrzywowo:

  • gdy się czujemy osłabieni;
  • gdy chcemy się wzmocnić
  • gdy mamy zwiększone potrzeby: karmienie piersią, dzieciątko w drodze lub 2 w 1;
  • gdy mamy ochotę spróbować coś nowego;
  • gdy ma się anemię lub skłonności do niej
  • gdy uważamy, że lepiej zapobiegać niż leczyć.

Plony pokrzywowe jak co roku obrodziły, więc chętnych zapraszam na wspólne pokrzywobranie.



„Smaczny jak pokrzywy”

„Smaczny jak pokrzywy!”- zaanonsował najmłodszy drapichrust z nieukrywanym entuzjazmem wypijając w oka mgnieniu dzisiejszy eksperyment swojej mamy.

zdjęcie(12)

A zaczęło się tak niewinnie od ściągniętych z netu wielce skomplikowanych i złożonych koktajli:

Bagienny i pokrzywowy- pochłaniane bez odmowy

Ponieważ zaniemogły mi ostatnio dzieciaki, szukałam więcej sposobów, by je wzmocnić.

Najpierw więc wynalazłam sok jabłkow0-pokrzywowy (na powyższym zdjęciu).

Wystarczy sok jabłkowy (ze świeżo wyciśniętych owoców lub wersja na łatwiznę- ze sklepu) zmiksować z listkami pokrzywy i witaminą C (lewoskrętną- a jakże!).

Pokrzywa jest ziółkiem mocno się brudzącym i żylastym. Stąd wynikają 2 sprawy: myć ją trzeba co najmniej 2-3 razy. Po zmiksowaniu z sokiem, jak się jest leniwym i się wrzucało listki z nieoberwanymi łodyżkami, to trzeba sok przecedzić przez sitko (jak na załączonym obrazku).

„Mi dolej! Mi!”- jak się już zrobi i da do skosztowania, to się można napawać takimi oto okrzykami. Co bardziej wybredne nastolatki udają, że im nie smakuje: „Taki tam jabłkowo-trawny smak!”

Pokrzywowy kunszt w dniu dzisiejszym rozwijałam więc dalej.

I oto mój smaczny pomysł:

3-4 bardzo dojrzałe banany

1 szklanka czerwonej porzeczki

1 szklanka listków pokrzyw (bez łodyg tym razem!)

1 szklanka wody

Po zmiksowaniu wyszedł intrygujący różowo-zielony kolorek, a z gardzieli młodych latorośli westchnienia: „Dokładkę! Mi! Dolej!”

Pokrzywy chodzą za mną, bo one najlepiej wychodzą mi w ogródku 🙂 Chodzą, parzą i pouczają o wychowaniu dzieci.

Bo jak się je wyrywa i idzie lekko, to znaczy, że do kitu. Okazuje się wtedy, że w ziemi został cały korzeń- żółte żylaste bydlę – kłącze czyli coś co się z łatwością rozrasta. Natomiast jak się pokrzywę wyrywa i człowiek się namęczy, namocuje, uff, sięgnie głębiej, to efekt jest wybitnie antypokrzywowy. Żeby natomiast wyhodować całe łany pokrzywy, można je np. kosić- pozostawione w ziemi kłącza skorzystają z okazji i rozrosną się wspaniale i bujnie.

Mam przeczucie, że podobnie jest z wychowaniem dzieci. Jak nam tak za łatwo idzie i obrastamy w piórka, to zazwyczaj coś nie tak, gdzieś tam hodujemy wielkie błędy, wielkie wady. Obserwować można czasem rodziców, ile się namęczą, natrudzą z wychowaniem jakiegoś dziecka, a potem wspaniały człowiek wyrasta.

Czytałam pewien czas temu na blogu artykuł pewnej mamy o tym, że >wraz z narodzinami dziecka, rodzi się strach<. Że matka o to dziecko niemożebnie zaczyna się martwić chcąc nie chcąc. Czy będzie zdrowe, czy dobrze wychowane, czy będzie się chciało uczyć, czy nic mu się nie stanie… Powody do strachów, niepokojów, obaw, lęków matki potrafią mnożyć zadziwiająco.

Skąd ja to znam? Sama też potrafię.

Ale po przeczytaniu tego wpisu, poczułam bunt: tak się nie da żyć. To nie życie- to stawanie się martwym (czyli z-martwienie).

Z każdym dzieckiem rodzi się nadzieja. Na szczęście nadzieja. Że jest sens się trudzić dla tego człowieka. „A nadzieja zawieść nie może, albowiem miłość Boża rozlana jest w sercach ludzi”.

I tak nawet mała pokrzywka okazuje się nie taka znowu beznadziejna.



Buraczany sok

Mamy w stanie błogosławionym oraz karmiące piersią zużywają duże ilości żelaza i innych cennych pierwiastków.

Małe dzieci rosnąc szybko- również.

Dzieci w drugim roku życia nie muszą mieć wysokiego poziomu erytrocytów, hemoglobiny- ważne, żeby czuły się zdrowe czyli brykały wesoło.

Miałam kiedyś dość mądrego lekarza, który powiedział, że leczy ludzi, a nie ich wyniki. Zapamiętałam to a całe lata.

Dzieci z niską hemoglobiną dostają często od lekarzy preparaty żelaza albo zalecenia zjadania większych porcji pokarmów bogatych w żelazo, np. mięso, żółtka, itp. Jedak dzieciaki często nie chcą ich jeść, a żelazo potrafi też zrobić wiele uszczerbków w zębach, leki nie są bez skutków ubocznych.

Stąd szukamy zdrowych (albo po prostu zjadanych przez nas albo przez dzieci) alternatyw:

  • pokrzywa- herbata, sałatki, sok, koktajl;
  • buraki: sok, barszcz, potrawka itd.


Niefrasobliwie

O raku piersi

Zastanawiam się w kontekście tych badań nad zalecaniem przez lekarzy oraz zażywaniem przez matki karmiące piersią pigułek antykoncepcyjnych. Z jakim drżeniem kobiety karmiąc piersią przyjmują jakiekolwiek leki choćby i tydzień, dwa, a z jaką niefrasobliwością całe miesiące zażywają silne środki hormonalne jakimi są tabletki antykoncepcyjne. Gdzie tu logika?

Co prawda Amerykańska Akademia Pediatrii dopuszcza ich stosowanie nie obserwując w badaniach specjalnego wpływu na dziecko, jednak zdrowy rozsądek sam mówi za siebie, że zażywanie substancji, która przez wiele miesięcy uszkadza działanie organizmu kobiety (jej układu rozrodczego) z dużą dozą prawdopodobieństwa nie zostanie bez wpływu na dziecko, choćby otrzymywało minimalne ilości syntetycznego hormonu.

Lekarz zapisując w celach ubezpłodnienia kobiety tabletki, sprzeciwia się swojemu powołaniu lekarskiemu: „primum non nocere” czyli „po pierwsze nie szkodzić”. Tabletki antykoncepcyjne właśnie mają takie zadanie: uszkadzać układ rozrodczy kobiety tak by działał nieefektywnie, co nie pozostaje oczywiście bez wpływu na działanie całego organizmu. Trudno jest uszkadzać przez wiele miesięcy jeden układ w organizmie tak by to nie wywarło wpływu bardziej ogólnego- sama logika się kłania.