|
|
Archiwum kategorii ‘O wychowaniu siebie i wychowaniu dzieci’
2 lipiec
W jaki sposób mówimy o swoich dzieciach? One przeglądają się w naszych słowach jak w lustrze.
Stąd kapitalna rada wychowawcza (której szukałam od dłuższego czasu):
„Dopomóż mi do tego, Panie, aby oczy moje były miłosierne, abym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała tego, co piękne w duszach bliźnich i przychodziła im z pomocą. Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich. Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia. Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, abym umiała dobrze czynić bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace. Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze śpieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie.” To święta Faustyna Kowalska.
Właściwie tę moc słowa rodzicielskiego potwierdza psychologia zwracając uwagę na tzw. efekt lustra społecznego. Jak mówimy o swoich dzieciach, takimi się stają.
Trudne to zadanie. Bez pomocy Ducha Świętego ani rusz.
Na szczęście:
„W Duch Przenajświętszym nie ma możliwości klęski.”- przeczytane o „Marii z Żar”.
Z Nim zaczynajmy wszystko i kończmy. I karmienie piersią, zupką, sprzątanie, wyjazdy.
29 maj
Tak się złożyło, że byłam na warsztatach chustowych, chciałam zapytać się o jedną rzecz, nauczyć się jej. Czas zajęło jednak głównie to, co zaplanowały panie instruktorki. Jednak miałam możliwość zadania pytania i podyskutowania.
Zapytałam się o taką kontrowersyjną sprawę: „Czy pozwalać dziecku spać na plecach z główką odchyloną do tyłu?” Konkretnie chodziło mi o niemowlę starsze, co najmniej trzymające samodzielnie głowę.
To, co usłyszałam to, że jest to niefizjologiczne, niekorzystne dla dzieci. Nie ma, co prawda na ten temat żadnych badań, ale panie instruktorki tak wnioskują przez porównanie z dorosłymi: „Bo gdyby dorosły tak spał, to by mu ścierpła szyja.”
Zastanawiam się jednak, czy nie jest to błąd myślowy: czy powinniśmy dziecko porównywać z dorosłym? Czy dorosły spędza wiele godzin robiąc samolociki, pełzając, a potem raczkując? A wtedy szyja też jest wygięta do tyłu. Panie instruktorki stwierdziły, że przykład dzieci afrykańskich nie jest tu dobry, bo to inna kultura. Nie przekonały mnie tym stwierdzeniem: owszem kultura inna, ale natura taka sama. A po takim spaniu dzieci wcale nie mają krzywych kręgosłupów, to raczej problem nasz zachodni.
Tak samo przez analogię z dorosłymi niektórzy twierdzą, jak to dzieci nie powinny ssać, jeść w nocy. Natura dziecka burzy się przeciwko temu zaleceniu: gros dzieci do 2-3 lat chce ssać, ew. pić, jeść też w nocy.
I analogia z dorosłym jest zupełnie nietrafiona, ponieważ:
- dorosły nie potrzebuje rosnąć;
- dorosły nie ma tak krótkich cyklów snu jak dziecko;
- dorosły nie potrzebuje mleka mamy, a to wydziela się w największej ilości, gdy dziecko ssie też w nocy (ilość prolaktyny-mlecznego hormonu w dużej mierze jest uzależniona od nocnego ssania).
Łatwiej się wychowuje dziecko, gdy nie walczy się z przejawami jego bycia dzieckiem.
27 maj
Obchodzić Dzień Matki czy być na co dzień matką?
Co to znaczy matka?
Czasem rolę matki przejmuje (psychologicznie) ojciec lub babcia, gdy tak dużo czasu opiekują się i karmią dziecko, tak wiele czasu z nim spędzają, że do nich dziecko się bardziej przywiąże swym pierwszym maleńkim- wielkim przywiązaniem. Ale nie jest to normalne.
Nie da się oddzielić roli matki od rodzenia, opieki i karmienia. Z początku rola zakorzeniona w naszym ciele, ale z tym ciałem zawsze jest związana dusza. Dlatego najpierw zdaje się karmimy ciałem, żeby później karmić duszą. Ale karmiąc ciałem, zawsze dajemy też swoją duszę dziecku: patrzymy w oczy, śpiewamy czule, wzdychamy za swoje dziecko.
Mamy narzekają, że czują się uwiązane, zniewolone tym przywiązaniem, uwiązaniem do dziecka. Trzeba wiedzieć, co to jest wolność: to nie jest to, co czujemy. To jest zdolność czynienia dobra: tego jest przy byciu mamą okazji mnóstwo.
Uśmiech do dziecka, wzięcie go w ramiona- zwłaszcza małe dziecko tego oczekuje bardzo często. Nikt nie może powiedzieć, że jest tego pozbawiony w byciu rodzicem.
Bycie mamą to też pozwolenie na przecięcie pępowiny i pozwolenie na kroki dziecka ku tacie: po 1,5, 3 latach życia ogromnego znaczenia nabiera dla dziecka relacja z tatą. To ból, gdy dziecko na tej drodze przewróci się. Ale ból niezbędny i ożywczy.
25 maj
Sadzamy dziecko dumnie w wózku, na kolanach- „Już siedzi!”
Ciągniemy dziecko pod paszki, żeby stało. Potem ciągniemy za rączki, żeby chodziło. A to chodzenie ani w wieku 10 ani 12 miesięcy nie jest jeszcze takie ważne. A to siedzenie w wieku 6-7 czy 8 miesięcy nie jest takie ważne: o wiele ważniejsze, czy się przewraca z brzuszka na plecy, z plecków na brzuszek, czy na brzuszku zaczyna pełzać (najpierw w kółko, potem w tył, dopiero na końcu do przodu).
W ten sposób maluch ćwiczy równowagę, panowanie nad nią, kierunki ciała. Te same partie mózgu są wykorzystywane potem podczas czytania i pisania (ołówek też trzeba trzymać w pewnej równowadze w rączce- a nikt za niego nie ciągnie).
Teraz dzieci z problemami pisania i czytania uczy się pełzać i raczkować, jeśli wcześniej tego nie robiły (np. terapia integracji sensorycznej).
Te, które mają problemy emocjonalne, z zachowaniem- masuje się, pozwala odczuć na skórze różnego rodzaju bodźce (mocne, słabe naciski). Czy niemowlęctwo i okres poniemowlęcy to nie jest przede wszystkim okres, kiedy dzieci przede wszystkim powinny móc dotykać, czuć, być pieszczone, dotykane? A my oczekujemy od nich, że będą grzecznie się wysypiać i wylegiwać bez jęknięcia w wózkach i łóżeczkach.
Wszystko ma swój czas.
8 maj
Połknęłam ostatnio zachwycającą lekturkę „Elementarz teologii ciała według Jana Pawła II” autorstwa Pawła Kopyckiego.
Nawet jak komuś trudno się przebić przez język teologiczno-filozoficzny polskiego papieża, to jest to piękne tłumaczenie z języka naukowego na polski 🙂
Jak przeczytam po raz drugi, to mogę pożyczyć.
„Człowiek rozwija swe rodzicielstwo z biegiem czasu, wychowując z miłością swe potomstwo.”
A my byśmy chcieli być od razu doskonałymi rodzicami. Prędzej czy później opadają maski z naszych twarzy. Bez trudu rozwoju nie ma wychowania z miłością.”
Dla małżonków i rodziców lektura obowiązkowa, chyba że ktoś woli sięgnąć do oryginału.
9 kwiecień
„I dopóki kobieta nie zrozumiała, że jej zadaniem jest być matką, nie zrozumiała swojego losu.”
-piękny cytat z szerszej wypowiedzi dr Półtawskiej.
Chętnie bym usłyszała dalszy ciąg tej wypowiedzi. Myślę, że diabeł szczególnie chce niszczyć matki, ich rolę ze względu na Maryję, której nienawidzi. Dlatego najchętniej wszystkie wysłałby na traktory, aby cały dzień spędzały na kasach, w bankach, na ulicach itd. Byle z dala od dzieci i męża.
15 styczeń
Różne patenty mają różne rodziny na usypianie swoich dzieci.
Zazwyczaj można je streścić tak:
Poczucie bezpieczeństwa+nuda+spokój rodzica+odpowiednie zmęczenie dziecka= udane zasypianie. Kiedy się co rusz nowego wypróbowuje akurat podczas zasypiania, to takie eksperymentowanie na pewno sprzyja rozbawianiu/zabawianiu dziecka, a nie usypianiu.
Kiedyś niespodziewanie sąsiadka poprosiła mnie o uśpienie swoich dzieci (rodzice utknęli gdzieś w popsutym samochodzie bodajże, a babcia musiała opuścić swoje wnuki, żeby pójść zażyć lekarstwo). Pomimo że dzieciaki były zmęczone, nie poszło lekko:
- bo maluch postawiony w takiej sytuacji bez przygotowania ma niedobór poczucia bezpieczeństwa; nie rozumie, dlaczego nie ma mamy, znanego sposobu usypiania;
- skąd mogłam wiedzieć, jakie zwyczaje mają te dzieci i ich rodzice podczas usypiania; uff, na szczęście jednak nieco wiedziałam i to ułatwiło mi nieco zadanie;
- ani za duże zmęczenie ani za małe nie sprzyja uśpieniu; w tym przypadku tamta trójka dzieciaków była przemęczona całym dniem, stęskniona za rodzicami; a czasem jako rodzice staramy się uśpić dzieci, którym jeszcze nie chce się spać- to też źle rokuje; niekiedy nie nadążamy za swoimi dzieciakami: usypiamy je jakby były mniejsze niż są w rzeczywistości (przyzwyczailiśmy się do wcześniejszego rytmu/długości spania;
- usypianie przez inną osobę niż ta, co zazwyczaj jest jednak zbyt ciekawe/absorbujące/wyjątkowe, żeby było nudne; a usypianie powinno być nudne, jeśli ma być skuteczne.
Nie mam więc, jak widać z powyższego, patentu na usypianie cudzych dzieci. Co więcej moje własne, też „wystają” mi z tego schematu. Bo życie jest ciekawsze niż jakieś tam spanie 🙂
26 listopad
To ciekawe: film!
Niestety ideologię gender niektórzy rządzący chcą wprowadzić do szkół.
I są czynione ku temu przymiarki. Trzeba pilnować swoich dzieci.
Jest to bardzo niebezpieczna ideologia, bardziej tragiczna może się okazać w skutkach niż komunizm. Komunizm manipulował porządkiem społecznym, gender chce manipulować naszą naturą.
Zakłada bowiem, że człowiek rodzi się bezkształtny jak ameba, rodzi się nikim, żeby dopiero stać się kimś.
Zdrowy rozsądek zaś podpowiada coś zupełnie innego: rodzimy się, a nawet poczynamy konkretnym człowiekiem, chłopcem lub dziewczynką, a jeśli jest inaczej to mamy do czynienia z ogromną patologią, jakimś znamieniem choroby, nieprawidłowości i takiej małej osobie trzeba przyjść z pomocą.
Jak bardzo cieszymy się, gdy się urodzi dziewczynka bądź chłopiec, jak czekamy niecierpliwie na tę wiadomość. Wyprzedzamy najczęściej czas urodzenia przez USG: stamtąd porządając tej informacji. Jeśli rodzi się płeć „no name”, mamy kutemu wątpliwości- to jest choroba, powód do leczenia, szczególnej troski, leczenia, wspomagania w rozwoju.
A gender mówi inaczej: urodził się człowiek, ale to czy jest dziewczynką czy chłopcem wybierze sobie sam później. Paranoja!
Człowiek ze swej natury rozwija się jako osoba płci żeńskiej lub męskiej i bardzo cierpi, jeśli schodzi z tej drogi zaplanowanej przez Boga. Niewierzący może powiedzieć- naturę. Choć taki cierpiący nie zawsze się do tego przyznaje nawet przed sobą.
Porządek chrześcijański, ale też naturalny mówi, że człowiek rodzi się kimś bardzo konkretnym i rozwija jako ten konkretny człowiek, nie jako sąsiad, nie jako własna siostra, brat, nie jako jakiś bohater z książki.
Szwecja jest przykładem tych chorobliwych genderowskich zmian, gdzie zmienia się mamę i tatę w nieokreślonego rodzica A i rodzica B, dziewczynkę i chłopca w nieokreślone „dziecko”.
Jeśli wszystko wywrócimy do góry nogami, co nam zostanie? Cofniemy się wówczas w rozwoju do poziomu niższego niż „dzikie” plemiona- tam rozróżniają płeć i potrafią ją docenić.
14 wrzesień
Jeśli mówię źle o swoim dziecku, zabijam je. Ty też.
Mocne słowa.
23 marzec
Świętego ojca Pio teraz by wsadzili do więzienia, gdyby żył w Polsce. Oczywiście ci od poprawności politycznej.
Taką historię o tym świętym czytałam (z książki „Radość i uśmiech ojca Pio”). Otóż przyszedł do niego pewien ksiądz i wyznał, że ma problemy z codziennym odmawianiem brewiarza, zdarza mu się go opuszczać. Ojciec Pio zachował się wówczas okropnie: nie dość, że spoliczkował delikwenta, to jeszcze nakrzyczał „okradasz Kościół!”. O dziwo, ów ksiądz od tego czasu przestał już opuszczać swój brewiarz.
Pomyślałam sobie o tej historii w kontekście „mądrości” sądu, urzędników socjalnych odbierających dziecko rodzicom (Bajkowscy), dlatego że ci popierali i stosowali kary fizyczne i przyznali się do tego nieuczciwym terapeutom.
Nie to, żebym specjalnie popierała metody wkładania dzieciom do głowy przy pomocy paska, ale jednak… Jednak i rodzice, i ich dzieci są grzesznikami i nie raz robią rzeczy, których się później wstydzą, za które potrzebują potem się nawzajem przepraszać. Nie jest to powód do odbierania rodzicom dzieci. Zwłaszcza jeśli ci przychodzą po pomoc, szukają jej.
Niektórzy rodzice uważają, że należy stosować kary fizyczne, bo jest o tym napisane w Biblii, w Starym Testamencie. No cóż, jest też napisane o tym, że należy kamienować za niektóre grzechy. Jednak nasze dzieci potrzebują karcenia, choć niekoniecznie w postaci klapsów czy innych kar fizycznych. To jest meritum sprawy, że dzieci potrzebują korekty zachowania, bo rodzą się grzesznikami i są nimi. A Pan Bóg za wychowawców wybrał im właśnie również grzeszników- ich rodziców.
Niektórym paniom terapeutkom albo innym osobom prowadzącym kursy dotyczące efektywnego wychowania, terapie zdaje się, że zjadły wszystkie rozumy, że metoda Faber i Mazlish (bez karania, bez kar fizycznych itd), itp., załatwia wszystkie sprawy, jest idealna dla wszystkich i zawsze. Jestem tu pewną kontestatorką. Od początku uważałam, że owszem jest to metoda przydatna. Jednak życie jest ciekawsze, nie wszystkim ludziom da się zmienić wszystkie przyzwyczajenia, rodzinne uwarunkowania- i wcale to nie musiałoby być najlepsze. Owszem warto sobie pomóc w wychowaniu, ale czasem nawet zdawałoby się zupełnie kiepskie metody okazują się o wiele lepsze od tych „idealnych”.
W sytuacji wymienionej na początku- współczesny terapeuta nauczałby ojca Pio, że powinien użalić się nad biednym kapłanem: „Ach tak, to naprawdę sprawia Ci trudność. Ten brewiarz to dla ciebie rzeczywiście problem. To budzi twoje poczucie winy i smutek”. Na szczęście ojciec Pio okazał się ojcem dla tego kapłana i otrzeźwił go, zajął się nim po ojcowsku dając terapię wstrząsową. Zdaje się, że wbrew poprawności politycznej niekiedy i dzieciom potrzebna jest dawka wstrząsowa jakiejś nauki póki nie jest za późno.
Nigdy bym nikogo nie zachęcała do dawania klapsów, ani policzkowania nikogo. Jednak dostrzegam, że ze względu na to, że jesteśmy tylko słabymi ludźmi, nie jesteśmy idealni, jesteśmy czasem bezradni, bezsilni, nieracjonalni również jako rodzice- takie zachowanie zdarzają się nawet wspaniałym rodzicom.
Rozmawiałam na ten temat z pewną mamą dorosłej już gromadki młodych ludzi- oświadczyła mi, że jej w obecnych czasach powinni zabrać wszystkie dzieci. Wydaje mi się, że promuje się współcześnie pewien mit idealnego rodzica i idealnego dziecka podczas gdy nie ma ani jednego ani drugiego na tej ziemi. Nawet po przejściu wszystkich możliwych szkoleń na teat wychowania. Ale mimo wszystkich swych grzechów Pan Bóg wybrał właśnie tych rodziców dla tych dzieci. Konieczna jest modlitwa o Ducha Świętego- wtedy Pan Bóg jest w stanie nami kierować ku lepszemu, ku lepszym metodom, ale niekiedy wykorzystuje nawet te nasze błędy, porażki rodzicielskie ku pożytkowi dzieci. A niekiedy te nasze „błędy” wcale nie bywają błędami, jak z zewnątrz by się wydawało.
Odbieranie rodzicom dzieci powinno być ostatecznością. Nawet dzieci w domach dziecka pochodzące ze zdeprawowanych, alkoholowych, patologicznych rodzin, gdzie istnieje zagrożenie ich zdrowia i życia bardzo często uciekają właśnie z powrotem do tych rodziców. Nauczone życiem spodziewają się znaleźć tam więcej uczucia niż w instytucji domu dziecka. Niestety w sytuacjach zagrożenia zdrowia i życia dziecka taka decyzja bywa uzasadniona i sensowna. Oczywiście urzędnikom socjalnym trudniej wybrać się do takich rodzin, bo jest ryzyko otrzymania butelką w głowę.
Zrównywać zwyczajnych rodziców, „którym nie wychodzi” z taką patologią to zaczyna być rodem z horroru. Nie zachwalam metody klapsa, ale też nie potępiam rodziców stosujących ją. Będąc z zewnątrz o wiele łatwiej jest osądzić. Będąc w skórze drugiego człowieka mogłoby się okazać, że nie umielibyśmy sobie w ogóle poradzić z tymi dziećmi.
|