|
|
Archiwum kategorii ‘O wychowaniu siebie i wychowaniu dzieci’
19 marzec
„Jeśli przez całe życie nie robiłeś nic ciężkiego, są takie przejścia w życiu, które są ciężkie. Na przykład narodziny dziecka są jednym z nich. Jeśli będziesz kompletną ofermą przez całe życie, poród dziecka cię znokautuje, bo będziesz na to zbyt tchórzliwy. Ale jeśli robisz coś, co buduje twój charakter zawczasu, będziesz miał wystarczającą siłę charakteru, żeby mieć dziecko, i będzie to dla ciebie piękne i duchowe przeżycie.
-Stephen”
To ciekawa diagnoza. Diagnoza hipisa, męża hipiski- a mi się zawsze wydawało, że hipisi to tacy ludzie „wyluzowani”, nastawieni na życie „lightowe”, bez wysiłku. Ciekawe. Zgadzam się z powyższym cytatem w 100% przypominając sobie różne porody: i swoje własne, i te, którym mogłam towarzyszyć.
Jeśli kobieta całe życie z powodu miesiączki, „leczy się” środkami przeciwbólowymi (które w rzeczywistości nic nie leczą), jeśli każde przeziębienie, każda pospolita choroba również musi być znieczulona- to poród tym bardziej będzie czymś niewyobrażalnym bez znieczulenia. To gdy spotka nieokiełznane siły rodzenia, spanikuje i poprosi o cesarkę, znieczulenie itd.
Ina May Gaskin autorka zachęca, by wyzbywać się postawy narzekania. Jeśli nie zaczęło się tego wcześniej- ciąża jest takim ostatnim dzwonkiem na naukę. Jeśli bowiem całe życie narzekamy: na drożyznę, na polityków, że koleżanki, mąż nie tacy jak powinni, że pogoda pod psem, to poród będzie jednym wielkim powodem do narzekania i pasmem narzekania. To nie będzie on czasem otwierania się radosnego na dziecko i świętowania, ale jakąś niezrozumiałą bliżej męczarnią.
Pracujemy więc na swój poród wiele wiele czasu zanim on nastąpi.
W obecnych czasach, gdzie tak mało cierpliwości i zrozumienia, że dziecko ma swój własny czas rodzenia, gdzie tak wiele indukcji porodów (bo medycyna „wie lepiej”, kiedy jest termin porodu od samej natury)- niestety wielu kobietom jest on odebrany już na początku. Wtedy staje się zasługą lekarzy, położnych, to oni rodzą zamiast kobiety. Czują się z siebie dumni- jak ważni! Matka nie miała możliwości przekonać się, jak wielkie są siły rodzenia drzemiące w niej, uznano ją za niezdatną do porodu. Znam takie sytuacje, gdy lekarz po szczęśliwym fizjologicznym(10 pkt w skali Apgar) acz trudnym porodzie komentował: „Pani w ogóle nie umie rodzić!” Jednak takie stwierdzenie i takie „wzmocnienie” kobiety świadczy przede wszystkim, że to lekarz nie umie rodzić, towarzyszyć w porodzie i nie umie właściwie pomagać.
Duchowe położnictwo czyli to, które otwarte jest na wymiar fizyczny, ale i duchowy szuka wzajemnego zaufania, szuka tych sił matczynych, wierzy w ich obecność i je wspiera. I wie dobrze, że nie są to tylko siły fizyczne, że wsparcie ducha rodzącej jest równie ważne.
Ina May Gaskin zachęca swoje rodzące, by mówiły w trakcie porodu swoim mężom, że ich kochają. Zauważyła, że wyznanie miłości czy słowami czy gestami czy słowami ma taką moc, że otwiera dosłownie kobietę. Pewnego razu badała kobietę ginekologicznie, kiedy ona wymawiała te słowa do swojego męża „kocham cię”- jak wielkie było jej zdumienie, że w trakcie badania szyjka rodzącej poszerzyła się o kilka centymetrów.
Kiedy nasze szpitale staną się miejscami, gdzie będzie miejsce na takie zaufanie między personelem a rodzącą parą, na taką prawdziwą intymność dla rodzącej?
18 marzec
Czasem się spotykam z takim stwierdzeniem: „Odstawiłam od piersi- wreszcie czuję się wolna”.
Gdzie jest nasza wolność? Czy w niezależności od dziecka? W tym, że nie musimy mu służyć sobą, swoją obecnością? Jaki to rodzaj wolności?
To może najbardziej wolni są ci rodzice, którzy najszybciej się pozbędą dzieci z domu i nie decydują się w żaden sposób im pomagać? A jeszcze bardziej wolne osoby samotne- nie mające dzieci?
Jakie to puste i płytkie pojmowanie wolności: otrząsanie się z drugiego człowieka-dziecka jak z uciążliwego balastu.
Można być wolnym i czuć się wolnym karmiąc piersią- bo dziecko nie jest balastem, kimś, kogo należy się pozbyć możliwie szybko, ale darem miłości. Karmienie piersią jest takim naturalnym darem- przydatnym na pewnym etapie rodzicielstwa. Otrząsanie się z tego daru karmienia piersią z niecierpliwością i bezrefleksyjnie bywa nierozsądne.
Niekiedy mamy karmiące dzieci powyżej roku skarżą się, że nie mogą nigdzie wyjść bez dziecka- bo ono płacze bez piersi. Myślę, że tu problem nie leży w karmieniu piersią, ale w czymś innym, ponieważ takie dziecko zazwyczaj jada już inne jedzenie, potrafi się z innymi dorosłymi bawić, wytworzyć więź.
Częściej problem leży:
- w nieumiejętności zaufania osobom, z którymi zostaje dziecko;
- w braku pokornego spojrzenia, że z nami matkami dziecko również płacze i to nierzadko- jest w końcu dzieckiem;
- w tym, że za mało dbamy, by nasze dziecko miało też dobrą, bezpieczną relację z innymi osobami; to też wymaga naszego zaufania im;
- w nas samych- niekoniecznie i nie zawsze w dziecku.
Gdzie leży nasza wolność? W tym, że umiemy wybrać dobro, choć ono niekiedy kosztuje wiele trudu. Dobro nie zniewala, ono uwalnia, uzdalnia do dawania, przyjmowania, czerpania radości z daru.
Taką prawdziwą wolność daje Chrystus- wolność dziecka Bożego.
Mentalność- „nie muszę robić tego i tego, i wtedy jestem wolny”, „nie karmię piersią- więc jestem wolna, nie pomagam swojemu dziecku, więc jestem wolna”- to mentalność niewolnika. W tym wypadku rodzica-niewolnika, który jest tak zniewolony, że aż mu się nic nie chce, jak nie musi. Taki rodzic-niewolnik tylko czeka na oswobodzenie, kiedy wreszcie „nie będzie musiał” czegoś robić.
Matka w wolności wychowująca swoje dziecko- chce być matką, ciesząc się przemijającymi chwilami tej roli. Daje sobie ten czas i spokój, żeby obserwować jak dziecko dojrzewa, co mu jest potrzebne w tym rozwoju, a z czego już wyrosło.
Szukam więc wyzwolenia w Ranach Chrystusa- i je znajduję. Poszukajcie i Wy 🙂
11 marzec
Nasza kultura, ale także to, co w niejednej książce na temat małych dzieci można przeczytać mówi nam, że gdy niemowlę płacze, to zazwyczaj wystarczający powód, by przystawić je do piersi. Dalej możemy się z nich dowiedzieć, że dzieci głównie płaczą z tego powodu, że są głodne. Słyszy się nierzadko w rozmowach, że dziecko płakało, a to znaczy, że się nie najada z piersi.
Czy rzeczywiście jest taka prawidłowość czy rzeczywiście głód to główny powód płaczu niemowlęcia? Czy dziecko płaczące dużo, również po karmieniu piersią, to dziecko nienajadające się?
Jest to ogromne uproszczenie, a zarazem niezrozumienie zachowania małego dziecka.
Czy więc należy natychmiast przystawić do piersi płaczące dziecko?
Nie uważam tak. Płacz i ssanie piersi to dwie czynności, które się wzajemnie wykluczają. Otóż gdy dziecko płacze, podnosi wygięty język do góry. Natomiast żeby ssać dobrze potrzebuje najpierw położyć go na dolnej wardze- wtedy jest gotowe do przystawienia.
Także nawet jeśli płacz w danej sytuacji jest objawem głodu, najpierw warto dziecko uspokoić: kołysaniem, utuleniem czy innym sposobem, a dopiero wówczas zacząć przystawianie do piersi. Przystawienie do piersi płaczącego dziecka bywa więc bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe- nawet jeśli dziecko jest głodne, a na pewno o wiele trudniejsze niż wtedy, gdy dziecko okazuje w inny sposób, że chciałoby ssać.
Noworodki są osobami, które w większości okazują na spokojnie, że są głodne. Dopiero do późnych oznak głodu należy płacz. Gdy maleństwo jest głodne, najpierw pokazuje odruch szukania: kręci głową, jakby się rozglądało za piersią, mlaska, wkłada paluszki do buzi, jeśli leży na brzuszku, to główka mu się kiwa w różne strony jak u dzięcioła w poszukiwaniu piersi z szeroko otwartymi ustami. Dopiero jeśli nikt nie reaguje na tę mowę ciała, dziecko zaczyna się zachowywać coraz bardziej nerwowo, zbiera mu się na płacz, a w końcu wybucha gromkim płaczem.
Często się zdarza, że dziecko równocześnie pokazuje coś na podobieństwo odruchu szukania i od razu dużo niepokoju, gwałtowne wpychanie sobie rączek do buzi, szybko zaczyna płakać- nie jest to wyrażanie głodu, a potrzeby odbicia połkniętego powietrza, cofanie się mleka do przełyku i gardła (nie zawsze ulewa się na zewnątrz buzi, niekiedy cofa się tylko do gardła, co też jest nieprzyjemne). Dziecko wtedy jakby łapało się za usta, okazuje dużo niepokoju. Nie raz widziałam mamę usiłującą z całych sił po takim zachowaniu niemowlęcia przystawić je do piersi- efekty były bardzo marne. Dochodzi wówczas do takiego siłowania między mamą i dzieckiem: dziecko się odpycha, mama mimo to próbuje mu włożyć pierś do buzi. Jeśli taka sytuacja się bardzo często i długo powtarza, dziecko może w stosunku do piersi nabrać negatywnych skojarzeń. My również byśmy nabrali negatywnych uczuć w stosunku do pożywienia, które ktoś systematycznie starałby się nam wpychać do buzi, gdy zbiera nam się na wymioty. Gdy zbiera się na ulewanie, wymioty czy to dziecku czy dorosłemu, to ostatnią rzeczą jest chęć jedzenia/ssania.
Bywa nam trudno być wrażliwą na komunikaty dziecka, gdy jesteśmy nowo upieczoną mamą, gdy ktoś nad nami stoi i nam wtłacza do głowy, że dziecko na pewno płacze, bo głodne. W naszym społeczeństwie gdy większość kobiet ma zbyt szybki wypływ z piersi jak na możliwości noworodka, dzieci mają bardzo dużą potrzebę odbijania połkniętego powietrza: mogą potrzebować beknąć sobie już po paru łykach, a potem jeszcze parę razy przy każdy karmieniu lub po karmieniu kilkrotnie.
Zdarza mi się spotkać noworodki, które tuż po urodzeniu przez parę dni bardzo dużo płaczą, nie za każdym płaczem chcą być karmione. Zazwyczaj przyczyną nie jest głód. Gdy rozmyślam nad tymi sytuacjami, nasuwa mi się parę wniosków:
- dla niektórych dzieci poród i pierwsze dni po narodzeniu są niezmiernie trudne- odreagowują to płaczem;
- dzieci po narodzinach muszą nauczyć się wiele: oddychania, wydalania, utrzymania stałej temperatury, koordynacji: ssania-połykania i oddychania, trawienie matczynego pokarmu; zimno powietrza, nieregularny oddech, wysiłek towarzyszący ssaniu, trawieniu, zmiana dotycząca tego, co dziecko słyszy, czuje, widzi- to aż nazbyt wiele by wytłumaczyć wiele, wiele płaczu dziecka po narodzinach, dyskomfort, jaki wtedy czuje;
- interwencje medyczne w okresie okołoporodowym.
Cierpliwe i spokojne podejście do takiego młodego człowieka sprawia, że po kilku dniach może się zachowanie dziecka wyciszyć wraz z przystosowaniem do nowych, lądowych warunków po „brzuszkowych” wodnych przyzwyczajeniach.
Nie należy się bać płaczu własnego dziecka- potrzeba uczyć się go wysłuchiwać. Żeby dobrze zareagować na potrzeby dziecka- trzeba najpierw pozwolić mu wyrazić, czego potrzebuje,nadstawić ucho i serce. Natychmiastowe zatykanie dziecku buzię piersią, smoczkiem czy palcem- wcale nie musi być więc dobre dla maluszka. Wzięcie na ręce, przytulenie, dotknięcie, przemawianie do dziecka- daje nam czas na usłyszenie odcieni emocjonalnych, z jakimi dziecko płacze.
Patrząc na zdolność uczenia się dziecka, przystawianie go do piersi w chwili, gdy jest najbardziej rozdrażnione, zdenerwowane, rozżalone- nie jest dobre na przyszłość. Czy karmienie piersią nie powinno być kojarzone z przyjemnością, radością wspólnego bycia, uciszeniem? Dlatego tak ważne jest, aby przed przystawianiem do piersi:
- Upewnić się, czy dziecku na pewno chce się ssać -podniesienie go do góry, położenie go na swoim brzuchu (na kangurka: brzuch do brzucha), zmiana pieluchy itp. może spowodować, że dziecku się odbije, uleje i że się uspokoi bez karmienia; pomasowanie brzuszka lub przygięcie mu nóżek do brzuszka może spowodować, że się wypróżni i uspokoi również bez potrzeby karmienia;
- Usłyszeć, w jaki sposób dziecko płacze (chwilka zastanowienia: co ten płacz może oznaczać?), żeby właściwie zareagować;
- Jeśli dalej wydaje nam się, że może to oznaczać głód (a małe dzieci mogą być bardzo często głodne), to najpierw uspokajamy dziecko przed karmieniem; dziecko, żeby się dobrze przystawić, potrzebuje choć chwileczki uspokojenia.
Jest to nasze pierwsze wychowanie:
- Czy słyszę i wysłuchuję, co dziecko do mnie mówi swoim ruchem, językiem, odruchami czy tylko płaczem?
- Czy przytulenie, bliski kontakt towarzyszący karmieniu piersią są dla dziecka dobre i przyjemne? Czy dajemy mu w tym poczucie bezpieczeństwa, nie zmuszamy do karmienia, nie szarpiemy się wzajemnie?
14 luty
Dzień zakochanych- 14 lutego?
Bardzo dobrze. Ale jeśli jeszcze z mężem (żoną) z tej i innych okazji nie byłaś na randce, to najwyższy czas przedsięwziąć takie środki, żeby pójść i chodzić możliwie często.
Jeśli chcemy, żeby nasza firma się rozwijała- inwestujemy w nią.
Kiedy chcemy, żeby dzieci rozwijały nam się dobrze- dbamy o nie, staramy się o ich charakter, zdrowie, wykształcenie itd..
Kiedy chcemy, żeby nasz ogród piękniał, plewimy go, obsadzamy go, siejemy itd.- i zajmuje to nam wiele czasu, wiele trudu w to wkładamy.
Z małżeństwem jest podobnie: potrzebuje specjalnego czasu, dbałości, starania, inwestowania itd.
Czasem małżonkowie, a zarazem rodzice zasłaniają się dzieckiem, pracą, karmieniem piersią, że nie mogą zorganizować sobie randki, czasu tylko we dwoje. Jest to okłamywanie samego siebie. Jeśli nam na czymś rzeczywiście zależy- to znajdziemy na to czas, środki. Randkę przecież można urządzić niekiedy i we własnym domu. Czasem ktoś się zasłania karmieniem piersią. Ale ono w niczym nie przeszkadza, jeśli znajdą się chęci, starania, wybranie czasu i miejsca, zaplanowanie, staranie.
Miłość jest uroczym kwiatem- ale zaniedbana kurczy się i usycha, natomiast zadbana rozrasta się, pięknieje, rozwija się niezwykle.
Dedykuję to oczywiście mojemu najmilszemu mężowi.
8 styczeń
Istnieje metoda uczenia nawet bardzo małych dzieci gry na skrzypcach. Metoda niezwykle łagodna, piękna i w gruncie rzeczy naturalna.
Jest to metoda, którą wymyślił zastosował i wydoskonalił Schinichi Suzuki, autor książki „Karmieni miłością. Podstawy kształcenia talentu”.
Czytałam tę pozycję i jestem pod jej wrażeniem. Drugi raz się będę raczyć lekturą.
Sięgnęłam po tę pozycję, gdyż jedna z moich córeczek marzyła, by grać na skrzypcach. Tak się pięknie złożyło, że akurat znajoma zaproponowała naukę metodą Suzuki. Okazało się, że ta metoda rozpoczyna się od małego podstępu. To rodzic zaczyna uczyć się grać na instrumencie: przez 6-8 tygodni pobiera sam naukę gry na instrumencie i przygotowuje się do koncertu na zakończenie samodzielnej edukacji (dziecko nie wie, że to ono będzie się mogło uczyć). Cóż za motywacja dla dziecka! Cóż za nauka empatii na przyszłość dla rodzica! Bardzo mi to odpowiada.
Sam autor S.Suzuki w swojej metodzie sięga przede wszystkim wychowania i uczy dobrego kształcenia: miłości, cierpliwości, łagodności, ale także niezwykle docenia wytrwałość, pokorę, sztukę motywacji.
Jest to przede wszystkim metoda nie przekreślająca nikogo, doceniająca każde dziecko, każdego dorosłego. Każdy może się uczyć grania na instrumencie, tak jak każdy może się uczyć i nauczyć ojczystego języka, a na pewno każdy może się cieszyć nauką własnego języka, gdy jest otoczony miłością nawet gdy mu to nie wychodzi i gdy rozwija się w wolniejszym tempie niż większość populacji.
Sztuka motywacji u dziecka to przede wszystkim robienie z każdego elementu nauki sposobu na zabawę oraz sztuka rozładowywania napięcia.
Jest to jednak książka nie tylko o kształceniu muzycznym- autor dzieli się swoim życiem i swoimi głębokimi przemyśleniami. Może kogoś innego też zainspirują fragmenty i sięgnie po całość.
O roli wytrwałego ćwiczenia w każdej dziedzinie, w której chce się być dobrym:
„Kiedy zrezygnowany zaczynasz dochodzić do wniosku, że to nie ma sensu, twoja cierpliwość zostaje nagle wynagrodzona”.
„>Nie mam zdolności<- jaki smutek i rozpacz towarzyszą temu bezsensownemu przeświadczeniu! Przez całe lata zgadzano się na takie myślenie, znajdując w nim wymówkę, żeby nie podejmować starań.” „Talent nie jest wrodzony, trzeba go w sobie ukształtować.”
Metoda Suzuki jest niezwykle optymistyczna- ćwiczymy bowiem nie dla sukcesu, ale dla dobrego rozwoju osobowości, dla nauki wytrwałości, dla poznania smaku przyjemności grania.
„Bądź cierpliwy, zmierzając do celu, nie śpiesz się, ale i nie czekaj. (…) osiągnięcie celu wynika z włożonej energii i cierpliwości, które muszą być ćwiczone, tak jak wszystkie inne umiejętności. (…) Od początku o losie człowieka decyduje wytrwałość i cierpliwość. Dlaczego? Ponieważ dążąc nieustannie do osiągnięcia celu, uczymy się niezbędnej cierpliwości, a to pomaga nam wytrwać. Tak nabyta umiejętność uprzyjemnia pracę, a jednocześnie wyposaża nas w energię i wytrzymałość. (…) Nie widzimy, kiedy zaczyna kiełkować. To jest sprawa natury. Musimy cierpliwie czekać. Nie możemy wykopać nasionka, by sprawdzić czy naprawdę rośnie, bo wtedy wszystko uległoby zniszczeniu”.
Wydaje mi się, że poddawanie się własnej niecierpliwości to takie wykopywanie nasionka i to w wielu wymiarach: możemy przecież odnieść to i do nauki, ale też do dojrzewania dziecka do zakończenia karmienia piersią i czekania na poród.
„Nie śpiesz się! To pierwsza zasada. (…)
Nie zatrzymuj się- to druga zasada.”
Jest to książka niezwykle motywująca- dlatego polecam ją przede wszystkim tym, którzy zbyt łatwo ulegają zniechęceniu:
„Jeśli chcesz coś zrobić, zrób to. (…) Muszę wykształcić w sobie nawyk realizowania zamierzeń. To żadna zasługa- myśleć o zrobieniu czegoś! Efekt jest taki sam, jakby się w ogóle o tym nie myślało. Tylko czyny się liczą! (…) jeśli się wyłącznie o czymś myśli, traci się niepowtarzalną szansę. od dzieciństwa wciąż słyszymy: zrób to, zrób tamto- najczęściej z ust rodziców. To budzi naturalny sprzeciw: albo robimy niechętnie to, co nam każą albo staramy się tego w ogóle nie zrobić. Ten opór utrwala się w naszej podświadomości i w końcu nie potrafimy zrobić nawet tego, co sami sobie nakazujemy”.
Nasuwa mi się myśl w związku z tym, jak ważne jest więc kształcenie w dziecku tak niedocenianego obecnie rozumnego posłuszeństwa (w erze „róbta, co chceta”) opartego na radosnej, a zarazem serdecznej motywacji.
„Ponieważ nazbyt często ludzie nie przekuwają zamiarów w czyny, nie dają szansy swemu przeznaczeniu.”
6 grudzień
Czemu właściwie nie wystawić własnych jasełek w domu?
Żeby pobawić się z własnymi dziećmi, pośmiać. Czy tylko szkoła, kościół ma wyłączność na „takie rzeczy”? Nie ma jak rodzina wielodzietna- dla każdego znajdzie się jakaś rola.
Ponieważ dziś świętego Mikołaja dzień, gdyby ktoś nie dostał prezentu, to ja się dzielę prezentem własnoręcznie wczoraj zrobionym (trochę nieudolnie, ale cóż, na własne potrzeby zabawy i uświetnienia wieczerzy wigilijnej wystarczy). Na kolanie nabazgrane, przed śniadaniem:
JASEŁKA
Narrator:
Do stajenki przychodzimy
wszelkiego dobra wam życzymy,
by w dzień Bożego Narodzenia
spełniały się serca życzenia.
Anioł:
Oto dziś ogłaszamy radość wielką:
narodził się Święty Mesjasz Król,
ukoi On każdy ludzki ból,
potrzebę zaspokoi wszelką.
Kolęda (wszyscy):
Gdy się Chrystus rodzi…
Józef:
Maryja czule trzyma Dzieciątko,
chwali snem Boga to niemowlątko.
Czego rodzić się musi w stajence
dziecko, co poczęło się w świętej Panience?
Maryja:
Zachowaj w sercu rzeczy te Boże,
Bóg nam we wszystkich sprawach pomoże.
Zrzuć więc na Niego swoje zmartwienia,
przyłącz do mego serca wielbienia.
Anioł:
Teraz zabeczy owieczka na chwałę małego Jezuska.
Owieczka (półtoraroczna):
Beeee.
Piosenka z pokazywaniem:
Miłość Twa od najwyższych gór wyższa jest…
Józef:
Spójrz, ktoś do nas szybko idzie drogą,
dobrzy ludzie pewnie nam pomogą.
Kolęda:
Przybieżeli do Betlejem…
Pasterz I:
Święci Aniołowie nas zbudzili,
niezwykłe sprawy swe oznajmili:
Bóg Wszechmocny, dobry i wielki
zesłał nam Syna tu do stajenki.
Pasterz II:
Każde kolano zgiąć się więc musi
przed tym Jezusem, któremu słano
w żłobie i biedzie tę tu kołyskę,
choć On miłością napełnił wszystkie
serca spragnione- czy Mu otworzą
domy i dusze swe upokorzą?
Żeby z Jezusem z krzyża królować
i zmartwychwstania też zakosztować.
Maryja:
Włączam Was w miłości tajemnicę,
Bóg spełnia niezwykłą obietnicę
i znów przychodzi w Chleba łamaniu,
cichy i prosty jest w swym kochaniu.
Anioł śpiewa zwrotkę kolędy:
Gdy śliczna Panna…
Maryja refren:
Li li li li laj…
Anioł:
Jak miłosierne jest Dziecię Jezus
i jak wyciąga do nas rączęta,
garną do Niego się też oślęta.
Niech każdy człowiek o tym pamięta.
(Do 1,5 rocznego Osiołka):
Jak dla Pana Jezusa zaryczysz osiołku?
Osiołek:
I-aaa, i-aaa.
Kolęda:
Z narodzenia Pana…
I tu nastąpią gromkie brawa, owacje i gratulacje 🙂
Może ktoś jeszcze skorzysta z pomysłu, tekstu- proszę bardzo, chętnie się podzielę 🙂
28 listopad
Mam wrażenie, że wiele z kobiet uważa, że niecierpliwość mieszka w piersiach.
Jakich więc rad udzielają sobie i innym, gdy mają kłopoty z własną niecierpliwością wobec dziecka? Odstawić od piersi, to cierpliwość nie będzie potrzebna. Zmienić dziecko- siebie nie zmieniać.
Otóż prawda nie jest tak prosta. Kiedy się odstawi od piersi, problemy zostaną te same- straci się tylko pokarm dla dziecka, który zarazem dawał dziecku wiele wyciszenia, wiele zdrowotnych walorów.
Czy rzeczywiście niecierpliwość mieszka w piersiach i jak się odstawi, to będzie to rozwiązanie problemów z dzieckiem? Oczywiście, że nie. Niecierpliwość mieszka w sercu człowieka– taki banał, ale momentami jakbyśmy o tym zapominały i próbowały zwalać niecierpliwość na zewnętrzne okoliczności.
Gdy ktoś nie ma cierpliwości do dziecka karmiąc go piersią, to prawdopodobnie nie będzie też jej miał po odstawieniu od piersi. Bo cierpliwość nie jest nam dana raz na zawsze- trzeba nad nią pracować, trzeba pracować nad sobą.
Byłam niedawno u mamy dwutygodniowego człowieka- nie miała cierpliwości go karmić piersią. „Za często co 30 minut, ja już nie mam cierpliwości. Wolałabym zrobić butelkę”.
Cierpliwość jest też naszym wyborem, jest ćwiczeniem się. „Raz wybrawszy, codziennie wybierać muszę”.
Niedawno przeczytana przeze mnie książka „Karmieni miłością. Podstawy kształcenia talentu.” Autorstwa pana Suzuki. Niezła dawka lekcji cierpliwości. Co możemy własną cierpliwością osiągnąć, mądrym ćwiczeniem się w niej? Bardzo dużo. Niezła dawka optymizmu, zadanej cierpliwości i wytrwałości.
Lektura ta jest generalnie o kształceniu muzycznym, jednak ma ona ogólny wydźwięk. Kształcenie dobrego charakteru i cierpliwości dziecka głównie przez kształtowanie własnej cierpliwości i systematyczności, nauki poprzez zabawę i radość dają wspaniałe rezultaty.
Zwykle żeby dostać się do szkoły muzycznej, dziecko się przesłuchuje, bada jego słuch muzyczny. Suzuki nie robił tego- przyjmował do swojej szkoły wszystkie dzieci w bardzo młodym wieku. Jego rezultaty były zadziwiające, o wiele lepsze niż w klasycznych szkołach. Zresztą przeczytajcie i przekonajcie się.
Słyszałam młodego skrzypka uczonego tą metodą Suzuki- nie wygrał pierwszego miejsca (ech, te stosunki i stosuneczki), ale owacje zebrał największe, grał rzeczywiście najlepiej. Uczenie z pasją i miłością daje najlepsze rezultaty. Każdy człowiek zasługuje na to, by być uczonym z pasją i miłością ze względu na godność dziecka Bożego. Jeśli nawet ktoś nie wierzy, to powinien docenić samą ludzką godność.
Oczywiście łatwiej o tym pisać niż to robić 🙂
No cóż, ja się cierpliwie ćwiczę w pisaniu 🙂
1 listopad
Jeśli pożycza Ci książkę przyjaciółka mówiąc, że napisała ją jej przyjaciółka, to na pewno będzie to deser dla duszy, dla serca.
Z początku podeszłam do tej książki bez pośpiechu, bez emocji. Leżała, czekała, dojrzewała.
Autorka zaczyna od opowieści o swojej pracy we Francji, gdzie opiekowała się staruszką. Opisuje również nocne wstawanie i podawanie metalowej kaczki do załatwiania się. No cóż, oddajmy jej głos. Przed Wami Katarzyna Cedro ze swoją smakowitą książką: „Bagietki i jagodzianki”:
„I tak co noc, czasem nie raz w nocy. I wtedy miałam tę myśl, że jak się ma małe dzieci, to się nie śpi w nocy. Powiedziałam sobie: co to, to nie. To wstawanie do dzieci to nie będzie dla mnie. Nie spać w nocy? niewyobrażalne. Cóż, za mną 70 miesięcy karmienia piersią, budzenia się każdej nocy po trzy, cztery razy. Bo kiedy się służy, wstępuje moc w ręce i umysł człowieka. I wtedy odwiedza Cię Miłość i wszystko przetrzymasz.”
Tak pisze kobieta pięćdziesięcioletnia, matka kilku synów z perspektywy czasu o swoim doświadczeniu. Czyż nie pięknie?
Tą książkę czyta się, jakby się odwiedzało przyjaciół i w ich domu czuło się równie dobrze jak w swoim:
„Lecę do spiżarni. Ileż pyszności! Ile oranżady w butelkach specjalnie zamykanych. Dwie, może trzy skrzynki. Pasztety, kiełbasy, a ile jeszcze pochowanych pyszności! Baranki wielkanocne, kurczaczki, to wszystko szykowała zupełnie sama moja babcia. Czy jedzenie jest tak ważne w życiu człowieka? Bardzo ważne, ale przecież tu nie chodzi o obżarstwo. Za każdym upieczonym mazurkiem, odpowiednio doprawioną zwykłą pomidorową czy rosołem stoi czyjaś miłość. To była zawsze miłość mojej babci do nas.”
Widzę w tym analogię do innych myśli lub jak kto woli bliskość duchową:
„Świętość nie polega na czynieniu rzeczy nadzwyczajnych. Polega na przyjmowaniu z uśmiechem tego, co zsyła nam Jezus. Polega na przyjmowaniu woli Bożej i podążaniu za nią.”
„Nie powinniśmy żyć w obłokach, w sposób powierzchowny. Powinniśmy się oddać zrozumieniu naszych braci i sióstr. Żeby lepiej zrozumieć tych, z którymi żyjemy, konieczne jest żebyśmy najpierw zrozumieli samych siebie”.
Jak bardzo odnosi się to do naszego życiowego powołania: bycia żoną, matką.
„Jest niezwykle znaczące, że zanim Jezus objaśniał słowa Boga, zanim objaśnił tłumom błogosławieństwa, współczuł ludziom, nakarmił ich.
Dopiero kiedy ich nakarmił ich, zaczął ich nauczać.”
Matka Teresa z Kalkuty „Myśli wyszukane”
Czytając ten maleńki zbiorek cytatów mam wrażenie, jakby matka Teresa zebrała go dla mnie, podzieliła się ze mną na naszą rodzinną drogę. Jej myśli towarzyszyły nam dziś na cmentarze. Niby jest po drugiej stronie życia, ale te jej przemyślenia tak bliskie życia, tak aktualne i pomocne, jakby je właśnie dla nas wypowiedziała.
Święci są żywi i chętnie pomogą w wychowaniu siebie samych, dzieci, zmienianiu świata. Wystarczy nawiązać z nimi nić porozumienia. Mają w niebie całodobowy telefon zaufania. Jaki numer? Modlitwa=rozmowa.
9 lipiec
Rywalizacja rodziców?
Polecam do przeczytania.
2 lipiec
„Miłość poznaje się po cierpliwości”- powiedział mi niedawno pewien ojciec.
- Czy będę budzić się dla malucha kilka tygodni?
- A może 3 miesiące?
- A jeśli będzie mnie budzić 6 miesięcy?
- A czy będę cierpliwa, gdy rok będzie mnie potrzebować dziecko również w nocy?
- A 3 lata cierpliwości to nie za dużo?
Czy mamy prawo do cierpliwości, czy niecierpliwości?
„Miłość jest cierpliwa,
łaskawa jest,
nie zazdrości”.
Nie zazdrości też tym rodzicom, których dziecko nie budzi się w nocy zachowując się jak dorosły.
|