Archiwum kategorii ‘Dzieci małe i duże’


Szorowanie w tonacji ciepłej i zimnej

Photo by Senjuti Kundu on Unsplash

Anegdotkę z własnego życia opowiem zgoła inną niż na powyższym zdjęciu.

Przychodzimy z dziećmi do kościoła. Maluchy odświętnie ubrane: koszule, spodnie z kantem etc. Pięknie same się ubrały, tym bardziej dumna z nich jestem. Kiedy już prawie z tej dumy spuchłam, zauważyłam, że jeden z moich synów założył spodnie tył naprzód. Może jeszcze to by nie było tak widoczne, gdyby to były spodnie na gumce, ale… to były spodnie z rozporkiem. He he!

A na powyższym zdjęciu rozpasany nieład, poplamienie od ucha do ucha. Aż mi się przypomniały scenki z własnego domu równie rubaszne i brudne, gdzie oprócz kolorowego dziecka również dom nabrał barw, błot, liści i traw.

Gdy jest się szczęśliwie matką wypoczętą i zrelaksowaną, to jest to okazja do wspólnych barwnych psot i chichotów, a potem pogodnego szorowania.

Ale gdy innym razem jest się matką padniętą, zmęczoną, drżyj o dziatwo, skończyły się żarty.

Czy jedno z tych doświadczeń dla dziecka jest niepotrzebne?

Nie.

Każde uczy czego innego dziecko.

Jedno, że zabawa jest fantastyczna, farby zaś są wyśmienite do figli i śmiechu.

Drugie, że zabawa ma swoje granice. Że zmęczona, a nawet rozgniewana mama to też mama kochająca, której „stop” jest cenną nauką na przyszłość. Że to, co robimy, ma swoje konsekwencje nierzadko.

Jak się zabrudzisz jak nieboskie stworzenie, to i mycia i szorowania będzie co niemiara.

A jak się zamoczysz, to zmarzniesz/będziesz mokry/będziesz musiał się przebrać/itd.

 

Każde z tych doświadczeń uczy czego innego też matkę.

W pierwszej sytuacji uczymy się fantazji, radości od dziecka, uczymy się, że życie jest piękne i warte uradowania się nim.

W drugiej uczymy się siebie samych, że jesteśmy ograniczone naszą słabością, zmęczeniem i musimy uważać na siebie, na nasze dzieci. Uczymy się jak kochać okazując negatywne emocje, jak czuwać nad domem.

Wszystko jest potrzebne.

Wszystko ma sens.

„Wystarczy ci mojej łaski” czyli Bóg jest większy od naszych trosk.



Gdy świat się otwiera

Pamiętacie ten odruch dziecka?

To odruch Moro. Na gwałtowne bodźce dziecko reaguje rozprostowując rączki i nóżki gwałtownie.

Piękne zdjęcie.

Dziecko wita się z tym światem. Jakby obejmowało go w posiadanie. Błogosławiło.

Czy na pewno tylko jakby?

Jego Anioł Stróż zachwycony wielbi Stwórcę u Bożego tronu.

Pamiętajmy w te dni o Archaniołach, Aniołach Stróżach, bo Oni pamiętają o nas.



„Światłość i wierność”

Photo by Izabelle Acheson on Unsplash

To jest ciekawe, że nie trzeba ślubować miłości, wierności i uczciwości dzieciom, ale żonie i mężowi.

Dlatego wybrałam to frapujące zdjęcie na początek.

Randka w małżeństwie!- to jest to!

Dzieci odfruną z gniazda- miłość małżeńska budowana przez lata pozostanie.



Torba do porodu

Jeśli chcecie zobaczyć, jak wygląda przykładowa torba douli, to popatrzcie na obrazek powyżej.

Po co wieźć jedzenie do porodu?

Jedna z oddziałowych na pobliskiej porodówce zachęca rodzące do jedzenia. Mądra kobieta! Bo jedząc w czasie porodu zwiększa się szanse na szybszy i udany poród (Co nie znaczy, że stawiam znak równości między szybki poród a udany, bo nie musi tak być. Równie udany może być długi poród). Takie są badania medycyny opartej na faktach: Jedząc podczas rodzenia, zwiększa się na prawdopodobieństwo na poród siłami natury oraz dodatkowo na to, że urodzi się szybciej.

Nie chodzi o to, żeby kogokolwiek zmuszać do jedzenia- nie zawsze jest to możliwe. Niektóre kobiety wymiotują.  Na bardziej zaawansowanych etapach porodu czyli powyżej 5 cm rozwarcia zazwyczaj się już nie da jeść (ale da się pić zazwyczaj i jest to jeszcze istotniejsze!).

Dlaczego to jedzenie ma znaczenie?

  • Żeby mieć siły przejść przez cały poród oraz nie zemdleć po porodzie;
  • Żeby dostarczyć energii do przestawienia się z trybu stanu odmiennego na tryb laktacyjny- a są to zmiany kolosalne! im bardziej się wczytuję i poznaję to, tym bardziej jestem zachwycona, jak niezwykle Pan Bóg to wymyślił!

No i podzielę się z Wami moją radością- usłyszałam dzisiaj piękną historię dorastania pewnej młodej damy. Jak to z czynnego ssaka stała się ssakiem w stanie spoczynku 🙂 No i jej kochaną mamę proszę, żeby podzieliła się z nami swoją historię, bo wiem, że takich budujących relacji inne matki są spragnione jak kania dżdżu.

Cud dorastania- cud miłości!

Wpisujcie się, Kochane, nie krępujcie!

A jeśli któraś już bardzo skrępowana, to może mi coś na maila podesłać do zamieszczenia.



Zjedz troszkę plasticzku, kochanie, dziś na śniadanie!

Trochę słońca Wam posyłam na rozgrzanie.

Zwłaszcza przed mrożącym krew w żyłach tematem zatruwania dzieci tworzywami sztucznymi.

Zresztą nie tylko dzieci zatruwają się plastikami. My również. Dzieci jednak w większym stopniu ze względu na niedojrzałość np. bariery żołądkowo-jelitowej. Fizjologicznie pierwsze 2 tygodnie życia dziecko ma nieszczelne jelita. Jest to korzystne dla dziecka np. ze względu na przekaz przeciwciał i innych substancji zawartych w pokarmie matki, które dzięki temu szybciej mogą pomóc dziecku. Natura jednak nie przewidziała, że dzieci od pierwszych dni będą ssały smoczki, piły z plastikowych butelek. Do około 3 roku życia z kolei nieszczelna jest bariera krew-mózg.

Przeczytajcie:

Pediatrzy ostrzegają!

Zwróćcie uwagę na to, że wiele ze sztucznych tworzyw bardziej szkodzi chłopcom ze względu na „upodobnienie” do żeńskich hormonów. Co nie znaczy, że dziewczynkom nie szkodzi.

Jeśli jednak karmisz piersią, to Twoje dziecko jest wolne od sztucznych tworzyw?

Żeby tak było, warto samej dla siebie uczyć się wybierać jedzenie mniej-foliowe czyli nauczyć się np. gotować kaszę, ryż bez torebek foliowych. I być dobrej myśli- nawet mała zmiana, ale często powtarzana, daje dużą poprawę 🙂

Warto dzieciom wybierać też gryzaki, grzechotki drewniane, zrobione z warzyw, naturalnych jadalnych kłączy itp.

Śniadanie, obiad i kolację, o ile jesteśmy w domu, prawie zawsze można zjeść na talerzach szklanych albo porcelanowych czy kamionkowych.

Nie piszę tego, żeby dać się zwariować i przejść na ściśle eko-dietę.

To nie grzech użyć sztucznego tworzywa.

Ale rozum wzywa, żeby go ograniczać. Wychodzić z tego plastikowego nałogu. A papież Franciszek w „Laudato si” również woła do nas, żebyśmy ziemi przynosili błogosławieństwo, a nie przekleństwo bezrozumności i pogardy dla dzieła stworzenia.

Kto się nudzi, a ma dziecko do lat 3- polecam książkę Sears’ów zatytułowaną „Księga wymagającego dziecka”. Dla tych autorów dopiero ich czwarte dziecko było „wymagające”. Z mojej perspektywy każde dziecko jest wymagające. Tylko nie każdy rodzic o tym wie, nie każdy rodzic też daje dziecku dojść do głosu.



Pozwolić sobie odpocząć…

NA początku drogi rodzicielstwa matki są ważne dla swoich dzieci- truizm czyli oczywistość i banał. Jednak z tej oczywistości nie można robić świętości, żeby nie kręcić na siebie samą bicza.

Przyglądałam się kiedyś jak pewien ojciec bawił się ze swoim synem. Malutkim jeszcze niemowlakiem. Dziecko reagowało pozytywnie na ten męski styl zabawy. Bacznie przypatrywało się swojemu tacie, z zaciekawieniem, rozbawieniem wypatrywało, co dalej się będzie dziać. Wybuchało gromkim śmiechem, gdy tatuś je podrzucał wysoko i zaraz potem łapał. Jednak jego mama co chwilę strofowała swojego męża, dlaczego tak się zachowuje. Podczas gdy chodziło tu o zabawę, o relację dziecka z tatą. Taka zabawa zawiązująca więzi.

Czy opłaca się krytykować swojego męża?

Nie. W wielu przypadkach nie.

Owszem warto pomóc ojcu lepiej zrozumieć dziecko, łagodzić ich relację, docenić jej niepowtarzalność, wspierać jej budowanie.

Wtedy łatwiej ojcu będzie zaopiekować się dzieckiem, znaleźć do niego swoją drogę, budować więź.

Jeśli ufamy tej więzi, możemy spokojnie, gdy tatuś wyjdzie z dzieckiem na spacer, przespać się, odpocząć. Dać sobie wytchnienie.

Dajmy prawo ojcu dziecka być niedoskonałym. My jako matki również doskonałe nie jesteśmy.

Wyrozumiałość i wielkoduszność- to dobra droga dla małżeństwa po urodzeniu pierwszego dziecka. To danie sobie czasu, by spokojnie uczyć się siebie w rodzicielstwie.



Nieporadnie

Pierwiosnek w ręku Zosi

 

Na zdjęciu reminiscencje z pobytu na naszej ptasiej wyspie.

Dzieci mogły tam obserwować pracę ornitologów, uczestniczyć w niej.

I przywracać wolność ptakom.

To było najpiękniejsze.

Bo najczęściej ptak uciekał, gdzie pieprz rośnie, jak tylko nadarzyła się okazja czyli muśnięcie rąk dziecka.

Ale czasem zdarzały się takie małe cuda. Że dziecko otwierało dłonie, a ptak pozostawał. Jakby zaprzyjaźnił się z dzieckiem. Jakby zrozumiał, że te ręce dziecka są jak bracia świętego Franciszka: radosne i dobre, i pokorne jak ptaszki śpiewające.

Słodkie serce dziecka.

Jak często trzeba je błogosławić!

Jak bardzo śpieszyć się z obdarowaniem go pieczęcią pokoju Ducha Świętego- chrztem!

Żeby nieprzyjaciel nie okradł go z tego podobieństwa do Stwórcy wszelkiego dobra i piękna.



Pobudka!

Wstają poranne mgły.

Jutrzenka.

I radość, że się przeżyło w dość traperskich warunkach. A do tego można iść na wędrówkę z ornitologami i znajdować takie cudeńka:

Bycie mamą to jest przygoda, jakiej się nie śniło w najśmielszych snach.

I warto ją przeżywać kroczek po kroczku niczego nie przyśpieszając, nie psując, nie wymuszając.

Delektując się małymi kropelkami niespodzianek, jakich pełne jest życie, do jakich zaprasza każdy nowy dzień w rodzinie.

Żeby kiedyś nie zatrzymywać tych dużych dzieci, którym w międzyczasie wyrosły skrzydła. I nie uziemiać, że my jeszcze nie zdążyłyśmy się nacieszyć dzieckiem, naprzytulać, naopiekować, karmić.

 



8-miesięczna radość

Małe dziecko jest jak delikatna sadzonka. Na pewno zmienia nas- rodziców, zagłębiając się w rodzinnej ziemi naszych serc. Jeśli myślimy o wychowaniu go, to chyba bardziej powinniśmy wychowywać siebie, od siebie wymagać, a małego człowieka, co najwyżej ukierunkowywać bardzo delikatnie, z radością, zrozumieniem dla jego kruchości.

No i wprowadzanie dziecka w zaskakujący świat „dorosłego” jedzenia jest dla dziecka pierwszym wychowaniem.

Po pierwsze nie jest wcale takie oczywiste, że taki 8-miesięczny człowiek jest już w 100% gotowy, by jeść dodatkową żywność oprócz mleka mamy. Na taką gotowość wskazuje:

  • zainteresowanie jedzeniem, tym, że inni jedzą;
  • chęć wkładania sobie fragmentów jedzenia do buzi;
  • zanika odruch wypychania z buzi kawałków jedzenia;
  • umiejętność siedzenia: ważna, by się nie zadławić kawałkami stałego jedzenia.

Spójrzmy na zdolność jedzenia, żucia, połykania jak na każdą inną czynność.

Kiedy zaczynamy się uczyć jakiejś czynności:

  • ma prawo nam to nie wychodzić;
  • robimy to słabo, możemy stopniowo się ośmielać; czasowo może nam niknąć zapał do dalszych postępów;
  • łatwiej przychodzi nam nauka, jeśli podawana jest w formie zabawy, z radością; tzn. że najważniejszy jest nastrój jaki wprowadzamy wokół tej czynności czy pozwolono nam się nią cieszyć;
  • dobrze nam się uczy, gdy mamy dobry wzór czyli widzimy, jak daną czynność robią osoby, które mają już wprawę;
  • źle działa na nas przymus, wywieranie presji, ponieważ rodzi to bunt lub niechęć;
  • ważne jest też, by materiały, na których się uczymy (jakość jedzenia), sprzyjała dobrym nawykom na przyszłość;
  • naukę rozpoczynamy od łatwych umiejętności do coraz trudniejszych;
  • jeśli od początku nie będzie tego robił ktoś za nas, tylko sami będziemy sprawcami, to więcej się nauczymy.

Co to oznacza dla wprowadzania żywności uzupełniającej czyli bezmlecznej:

  • dziecko ma prawo jeść mało, słabo sobie z tym radzić (np. do 24 miesiąca a nawet dłużej mogą być w kupie kawałki jedzenia mało strawione), ta nauka ma prawo przebiegać w kształcie sinusoidy czyli po okresach, gdy dziecko chętnie je, mogą być okresy, gdy wraca z powrotem do piersi mami itd.; i takich „falowań” może być wiele; czyli jeden kroczek wprzód, dwa w tył to normalka;
  • nastrój radości i dobrej zabawy w czasie jedzenia jest w tym okresie ważniejszy niż to, ile dziecko zje i czy w ogóle zje; czyli pozwólmy dzieciom cieszyć się jedzeniem, dziwić, próbować lub odrzucać, brać w rączki, robić eksperymenty jedzeniowe;
  • pozwólmy małym dzieciom wypluwać- to niezmiernie ważna umiejętność, gdyby w przyszłości wzięły coś trującego, niejadalnego, popsutego do buzi;
  • nie róbmy z dziecka pępka świata- jedzmy w tym czasie i sami cieszmy się jedzeniem, wspólnym byciem zamiast kontrolą, ile drugi człowiek zjadł; choć w tym okresie warto odrobinę zwrócić uwagę, jeśli dziecko nie zje w ogóle lub zadziwiająco mało, gdyż może to oznaczać złe samopoczucie, bezobjawowo przebiegającą chorobę lub jej początek; ale bez paniki: może też po prostu oznaczać, że dziecko potrzebuje akurat się zregenerować przy źródełku mlecznym;
  • ważniejsze jest nie to ile dziecko zjadło, a jakość tego jedzenia; czyli rodzice są odpowiedzialni, by podać dziecku wartościowe jedzenie zawierające wszystkie składniki; w wieku 8 miesięcy, gdy dziecko jest karmione wg potrzeby piersią wystarczy zazwyczaj 3 posiłki dziennie; a więc rodzic podaje wartościowe jedzenie odpowiednio często, ale to dziecko decyduje, czy zje i ile zje;
  • łatwiejszym do strawienia, przeżucia są zazwyczaj pokarmy ugotowane i pieczone, a także miękkie, rozdrobnione lub pokrojone; czyli jabłuszko można ugotować na parze lub w piekarniku i pokroić dla dziecka w słupki, które łatwo mu będzie wziąć do ręki; lub skrobiemy jabłko łyżeczką i karmimy łyżeczką w taki sposób, by ono samo językiem zgarniało jedzenie z łyżeczki; nie wycieramy za dziecko jedzenia o górną wargę! Jeśli dajemy zupki, to najpierw rozgniecione, a jeśli dziecko sobie z tym radzi, to
  • proponujemy, kładziemy przed dzieckiem, bez wywierania presji- dzieci potrafią się cieszyć poznawaniem jedzenia, to jest też ważne dla jego bezpieczeństwa, żeby się nie zadławiły. Kosztowanie to jest pierwszy etap nauki jedzenia, który rozciąga się na drugie półrocze, drugi rok życia, a nawet dłużej;
  • tak samo jest z wodą- proponujemy ją, nie zmuszamy; w drugim półroczu można proponować w zwykłym kubeczku, przez rurkę, w butelce z ustnikiem, łyżeczką, kubkiem pochylonym. Nie ma co uwsteczniać dziecka i proponować mu butelki ze smoczkiem, bo to w dalszym ciągu możliwość oduczenia właściwego sposobu ssania, nabycia niewłaściwych nawyków (np. gryzienia piersi). Dopóki dziecko dużo ssie, to jest dobrze nawodnione, ponieważ mleko mamy to w 87% woda, a więc nie potrzebuje dużo/niemal wcale wody.

Najczęstszy błąd popełniany przez mamy:

  • Aby wzrosła akceptacja danego smaku potrzeba średnio skosztowania danego produktu 18 razy. Nie trzeba więc z góry zakładać, a tym bardziej ogłaszać, że dziecko nie lubi danego pokarmu, gdy skosztowało zaledwie kilka czy kilkanaście razy. Jak dziecko będzie słyszeć, że czegoś nie lubi, to będzie się uczyło tego nie lubić, będzie to zapamiętywać (rozumie więcej niż mówi, niż wyraża!). Trzeba po prostu cierpliwie proponować, kłaść przed dzieckiem do próbowania różne zdrowe produkty (czyli bez cukru, soli, dodatków E).

Cdn.

W następnym wpisie spróbuję opisać to nieco „od kuchni”. I jak sobie radzić z nocnym ssakiem.



W świecie wyobraźni

Zapraszam do dziecięcego świata.

Świata wyobraźni, marzeń, gdzie wszystko jest możliwe.

Gdzie pełno jest mówiących zwierząt, przygód, niespotykanych zwrotów akcji i stworzeń niestworzonych.

Przez tą bramę wyobraźni i zabawy wchodzimy do dziecięcego świata na spotkanie dziecku, które chcemy zrozumieć, pokochać od nowa.

Gdzie samemu można być z powrotem dzieckiem i gdzie nigdy się nie wstydzimy.

Kiedy nie mam cierpliwości uczyć dzieci albo coś im tłumaczyć, proszę o pomoc sowę albo konia. I okazuje się, że oni sobie z tym radzą o wiele lepiej- wygłupiają się z dzieckiem, robią kupę błędów, z których można się pośmiać.

Koń by się uśmiał 🙂 Albo sowa 🙂