Arcydzieło czyli każdy poród

Skoro Pan Bóg stwarza nawet każdą śnieżynkę inaczej i wyjątkowo, cóż dopiero mówić o każdej matce i dziecku, i takim specjalnym i jedynym doświadczeniu jakim jest poród…

Dla mnie jako położnej każdy poród jest Bożym arcydziełem.

Fascynującą rodzinną przemianą i świętowaniem.

Otwarciem się matki na dziecko.

Dosłownie i w przenośni.

W każdym można się czegoś nauczyć od matki, dziecka, rodziny.

Czasem w porodzie przeszkadzają nasze oczekiwania.

Że będzie krótko, albo że będzie długo, że będzie boleśnie, albo nieboleśnie, że będzie strasznie, albo całkiem sielsko, że będzie jak przy poprzednim porodzie albo całkiem inaczej.

A w porodzie oczekiwania spełnione być nie muszą, bo to nie koncert życzeń, a rodzące się dziecko nie czyta nam w myślach. Nie zna także aplikacji, z których wyliczamy skrupulatnie datę porodu albo wpisujemy skurcze.

Jak matka obsługuje na telefonie aplikację, to raczej sobie myślę, że ten poród na razie albo się nie zaczął albo zaledwie raczkuje. Bo poród postępujący żwawo i w stopniu zaawansowanym raczej odrywa nas od tego typu aktywności jak klikanie w telefonie. A przenosi na inną planetę i do innej świadomości o nazwie „poród”, gdzie nie ma aplikacji, a są tylko fale porodowe, które porywają. Intensywnie, mocno aż do kulminacji spotkania.

Z całym Niebem.

Z dzieckiem rodzącym się.



Oczekiwania

Czego oczekiwała Boża Matka?

Jak przygotować się do porodu?

  • Wychowywać swoje oczekiwania;
  • Każdego dnia poznawać swoje dziecko z radością;
  • Obdarzać swoją rodzinę, a więc również „ukrytego” malucha atmosferą ciepła, bezpieczeństwa, spokoju, otulenia modlitwą, błogosławieństwem;
  • Wykorzystywać każdą chwilę na miłość.

A co to znaczy wychowywać swoje oczekiwania?

  • Modlitwa Pańska wychowuje nasze oczekiwania: „Święć się Imię Twoje, przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi”- o, ile zaufania uczy ta modlitwa, ile daje spokoju i przylgnięcia do Boga!
  • Szukać woli Bożej, a nie krótkiego/łatwego/przyjemnego porodu.

Jako mama, doula, położna widzę, że także piękne, satysfakcjonujące mogą być również porody długie, męczące, trudne i bardzo trudne.

Niektóre mamy tworzą sobie oczekiwania: „Szybko urodziłam, to teraz też szybko urodzę!” „Urodziłam w wodzie, to teraz też urodzę w wodzie.” „Koleżanka urodziła na kucąco i razem z położną przyjmowała swoje dziecko, to i ja tak zrobię”.

Ale gdy się rodzi swoje pierwsze dziecko, to nie jest ono dzieckiem naszej koleżanki, a my nie jesteśmy tą koleżanką. A dziecko drugie w rodzinie nie jest swoim starszym rodzeństwem. Ma inne potrzeby, uwarunkowania. A i my jesteśmy już inną matką, np. starszą o x lat.

Miłość daje sercu przestrzeń wolności,

żeby się ucieszyć chwilą taką, jaka jest.



Szczepionki przeciw wirusowi-Celebrycie do potęgi 19

Piaśnicki anioł trzymający zamordowane dzieci

„Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze bardziej rozlała się łaska”

Mam wrażenie, że sytuacja z wirusem-Celebrytą19, otworzyła wielu osobom oczy w jaki niemoralny sposób wykonywane są niektóre szczepionki (nie tylko przeciw Celebrycie-19, ale też np. p/odrze, śwince, różyczce).

Żeby wyprodukować te szczepionki pobiera się od żyjących jeszcze dzieci w trakcie aborcji komórki, które hoduje się przez wiele lat. I nie są to komórki od martwych dzieci. Logika nakazuje zrozumieć, że od martwych dzieci komórki byłyby martwe, nie nadające się do dalszego podtrzymywania przy życiu i tworzenia tzw. linii komórkowych. Ci, którzy uważają, że głoszę jeszcze jedną foliarską teorię, mogą sobie znaleźć tzw. Chpl produktu leczniczego, za jaki podawana jest szczepionka i wśród jej składników można znaleźć odpowiednie linie komórkowe, po których jak po nitce do kłębka można znaleźć konkretne uśmiercone dzieci.

Och, jak bardzo ta prawda musi niektórych boleć, skoro nasyła się policję na tych, którzy mówią o tym głośno i wyraźnie:

Pudełko na buty na ciało dla zabitego dziecka

Przeczytajcie powyższe! Różaniec jest potężną bronią! A Matka Boża od poczęcia ukochała Dziecię Jezus. Nie czekała z tym do porodu. Do 2 lat, do 7 czy nastu lat. Potrzebujemy brać z niej przykład.

Nie narzekajmy: „Och, gdyby moje dziecko miało 10 lat!”



Przyszła matka czy matka…

Jest tam kto?

Wiecie czym się różnią rodzice dzieci urodzonych od abortowanych?

Jedną rzeczą. Ale najważniejszą. Ci, którzy pozostawili swoje dzieci przy życiu zachowali tę iskierkę miłości, która liczy się z: „Nie zabijaj!” Różnią się miłością lub tylko zwykłą uczciwością. Bo zwykła uczciwość każe nazywać dziecko dzieckiem niezależnie od jego wieku.

Nawet weterynarze wiedzą, że zarodek czy płód świni to mały prosiaczek. Że płód psa to przecież nic innego niż mały pies. A położnicy i położne?

Wchodzę sobie dziś na stronę internetową pewnego powiatowego szpitala i czytam, że organizują Szkołę Rodzenia dla przyszłych rodziców.

Jakich przyszłych?

Skoro dziecko się poczęło, to znaczy, że ma już rodziców.

Nie chciałabym wybrać szkoły rodzenia, która nie traktuje poważnie poczętego dziecka ani rodzicielstwa u jego zarania, kiedy młody człowiek rozwija się najszybciej, najintensywniej. Nie chciałabym wybrać szkoły rodzenia, która dopiero „pozwoli mi” czuć się/nazywać rodzicem, gdy moje dziecko będzie dojrzałe do urodzenia.

Naukowcy zbadali, że dziecko w łonie matki wykazuje już preferencję odnośnie prawej lub lewej rączki mając zaledwie 8 tygodni. Ktoś tu mówił o zlepku komórek, które można abortować? Najwidoczniej mózg osoby tak mówiącej rzeczywiście stał się zaledwie zlepkiem komórek, który potrafi tylko powtarzać slogany.

Ale najwyraźniej ktoś pracuje w sposób przemyślany i precyzyjny, żeby prawidłowa terminologia nie utrwaliła nam się.

Firma Google podając definicję słowa „płód” usunęła słowo „dziecko”.

Przypadek?

Zdecydowanie NIE!

Również ci lekarze zakłamują rzeczywistość, którym się to opłaca. Jeśli promują środki ludzkobójcze (pigułki, pigułki „dzień po”), dopuszczają się aborcji, to trudno, żeby głosili prawdę. Zbyt ich uwiera ta prawda.

„Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”.

Prawda o tym, że dziecko jest dzieckiem na każdym etapie życia wyzwala od plagi dzieciobójstwa zwanego aborcją, antykoncepcją hormonalną i spiralami.

O Google



Tylko buraki…

Już dawno zjedzona zawartość, ale nowe nastawione.

Podzielę się ciekawą zasłyszaną historią.

Ku refleksji.

W porodzie szpitalnym matka utraciła za dużo krwi. Hemoglobina spadła jej do wartości 5 z groszami. Wydawałoby się, że tragicznie, że nic się z tym nie da zrobić. Oczywiście lekarze zalecili transfuzję. Normalna sprawa w takich wypadkach. Transfuzja ratuje życie.

Ale ta matka nie chciała transfuzji. Nie zgodziła się na nią.

Nie wiem dlaczego, więc nie będę pisać, wymyślać.

Jest wiele możliwych powikłań tego typu zabiegu. Może znając je, nie zgodziła się? A może tak ceniła naturę, że nie chciała tego typu mocnej ingerencji w swój organizm? Niektórzy ludzie w obecnych czasach nie chcą transfuzji, bo nie chcą dostać krwi ludzi szczepiących się przeciw „modnej” chorobie.

Nie mam pojęcia.

Dość, że lekarze dali jej jeszcze 3 dni na zmianę decyzji. I przez 3 dni „tankowała” kwas buraczany. Nawet po 1,5 litra dziennie.

Ufff! Sporo, co nie?

Zapytacie o efekty?

Po 3 dniach hemoglobina z poziomu 5g/dl wzrosła jej AŻ do 11g/dl.

Czy piszę Wam o tym, żebyście naśladowały wyżej niewymienioną matkę?

Nie. Albo niekoniecznie. Czasem trzeba przyjąć ten dar krwi obcej osoby.

Piszę, żebyście przekonały się, jak ogromną pracę wykonuje organizm matki po porodzie. I o tym, że TYLKO buraki, ale stworzone przez Pana Boga mogą posłużyć całkiem sensownie zastosowane w odpowiedniej dawce i czasie.

Choć ja mam wątpliwości, czy tu dawka była właściwa, skoro potem nie mogła patrzeć na kwas buraczany 🙂 Ale domyślam się, że baaaardzo jej zależało, by nie zmuszano/nie wywierano na nią dalej presji co do tej transfuzji. I tonący chwyta się brzytwy.

Żeby jednak nie przestraszyć Was podaną historią, opiszę jeszcze kilka słów o tym, jak ciało matki się przygotowuje na pewną utratę krwi w czasie porodu:

  1. Ilość krwi obwodowej w okresie ciąży wzrasta o, bagatela, 45%. Nieźle, co? Toż to prawie połowa!
  2. Zmieniają się też parametry tejże krwi- w bardzo dużym stopniu wzrasta krzepliwość krwi (dlatego także w połogu zapobiegamy również zakrzepicy np. ruszając stopami, łydkami w łóżku, uruchamiamy się wcześnie po porodzie itp.).
  3. Od 11-12 tygodnia macica kurczy się trenując (zazwyczaj niewyczuwalne) skurcze Alvareza, a od połowy ciąży czyli od około 20 tygodnia trenując skurcze Braxtona-Hicksa. Skurcze Braxtona-Hicksa mogą być już odczuwalne jako twardnienie- napięcie mięśnia macicy, choć nie powinny być bolesne. Skurcze te są o tyle ważne również w trakcie i po urodzeniu łożyska, że dzięki nim zaciskają się naczynia krwionośne i utrata krwi jest ograniczona.

Dlatego utraty krwi w porodzie fizjologicznym nie musimy się obawiać. Utrata 250-350 ml (a nawet do 500ml) krwi jest w granicy normy. Jeśli matka nie ma jakiejś anemii, szczególnych niedoborów, organizm jest na to przygotowany. I radzi sobie z tą utratą zazwyczaj dosyć dobrze. Choć niektóre matki potrzebują trochę czasu na wstanie. Tym, które utraciły nieco więcej krwi (górna granica normy), można zalecić, by nie śpieszyły się ze wstawaniem, zaczekały 2 godzinki. Później podzieliły wstawanie na etapy: 1. Podniesienie się do siedzenia, 2. Posiedzenie i danie sobie czasu na spokojne pooddychanie, ustabilizowanie oddechu, 3. Wstanie, 4. Próba wstania i pobycia w pozycji stojącej, 4. Chodzenie.

Dlaczego w porodzie domowym utrata krwi jest często bardzo niewielka:

  1. Matki dbają o profilaktykę. Stosują często duże dawki witaminy C, która m.in. dobrze uszczelnia naczynia, jest odpowiedzialna za tworzenie kolagenu.
  2. Dom i jego atmosfera sprawia, że matki są bardzo spokojne, zrelaksowane, a dzięki temu oksytocyna- hormon miłości płynie bez zakłóceń, szeroką falą. A jak wiecie, lub nie wiecie, ten hormon jest odpowiedzialny za skurcze macicy, dzięki którym obkurczają, zamykają się światła naczyń krwionośnych po odklejonym łożysku.
  3. O tę profilaktykę szczególnie też dbają położne domowe: już na etapie ciąży zachęcają do prawidłowej diety, picia kwasu buraczanego, pokrzywy itp., zalecają odpowiednie przygotowanie krocza do porodu (zażywanie witaminy C, oleju z wiesiołka, ew. masaż), podczas porodu nie ciągną za pępowinę, nie naciskają na brzuch zanim nie urodzi się łożysko; pozostawiają dziecko w kontakcie z matką co najmniej 2 godziny, aby dziecko mogło ssać, stymulować w ten sposób naturalne wydzielanie oksytocyny; czasem, gdy dziecko „ociąga się” ze ssaniem potrafią zachęcać ojca dziecka, by postymulował brodawki w zastępstwie dziecka, starają się być „w tle”- tylko tyle, ile trzeba, pozostawiając główną rolę do odegrania matce-dziecku-ojcu.

Tylko i AŻ profilaktyka.

I warto pamiętać, że mała ilość płynu robi dużą plamę. Gdy jest to krew, plama dodatkowo wydaje się większa ze względu na mocniejsze emocje, jakie wywołuje czerwony kolor. Spróbujcie sobie rozlać 350 ml wody! Albo jeszcze lepiej rozlejcie jakiś czerwony płyn, np. barszczyk 🙂

Wydaje mi się, że w edukacji położnych, lekarzy brakuje tego prostego doświadczenia z rozlewaniem. I niekiedy zbyt szybko podejmuje się decyzje na podstawie panicznych reakcji emocjonalnych wywołanych niewłaściwą oceną utraty krwi.

Ale można to dobrze zrozumieć wczuwając się w ich skórę. Za „nadmiarową” reakcję nikt ich nie osądzi. Ale za brak reakcji, gdy ta jest potrzebna, osąd może być dotkliwy.

I dla uspokojenia najbojaźliwszych: oczywiście również położne domowe muszą być wyposażone w środki, które ratują życie również przy zbyt dużej utracie krwi. Ale stosując profilaktykę, nie muszą z nich zazwyczaj korzystać.

Kto się więc umówi do nas na próbkę kwasu buraczanego w ramach naszej Szkoły Rodzenia? Zapraszam, póki jeszcze nie wypiliśmy 🙂

Iza: tel. 501-218-388



Jest nas więcej

Śpieszę się z Wami podzielić radością, że jest nas w Domu Narodzin Świętej Rodziny więcej.

Przybyła nam Agnieszka- położna, wspaniała żona, mama 9 dzieci, cudowna kobieta. Korzystajcie również z jej nr telefonu w celu umawiania się na edukację przedporodową, kwalifikację do porodu domowego, potrzebne Wam usługi położnicze.

Agnieszka W., tel.: 513-144-831

Wkrótce napiszę Wam coś więcej o Agnieszce po jej uprzedniej autoryzacji.



Recenzja…?

Dawno nie recenzowałam Wam książek.

Dlatego, że sama duuuużo czytałam.

W większości dobrych książek.

I nie tylko.

Ale dzisiaj przedstawię Wam książkę, którą ODRADZAM.

Ale nawet książka słaba ma swoje plusy.

Plus był na samym początku.

Dobrej jakości grafika. Książka rzuca się w oczy. Nietrudno ją zauważyć.

Cytuję:

„Lekarze neonatolodzy na konferencjach pediatrycznych zwracali uwagę, aby przed planowanym zajściem w ciążę kobieta z wyprzedzeniem odstawiła środki antykoncepcyjne ze względu na możliwość wystąpienia zatorowości u dziecka w łonie matki”

-można przeczytać w „Ciąża, seks i dieta czyli zarządzanie wielką zmianą” Ireneusza Hałasa, Iwony Kaszlikowskiej.

Nie od dziś wiadomo, że hormonalne środki antykoncepcyjne sprzyjają również powstawaniu zmian zatorowo- zakrzepowych u kobiety je zażywającej. Czy jakikolwiek producent środków antykoncepcyjnych weźmie odpowiedzialność za to, jak wielu kobietom i dzieciom zaszkodzi?

Cenne wydały mi się także proponowane ćwiczenia, choć mam wątpliwości, czy dobrze uczyć się ćwiczeń akurat z książki. Ja zawsze wolałam uczyć się ćwiczeń ćwicząc.

Późniejsze wywody niestety już były tylko coraz gorsze.

Dla autora seks to głównie pozycje seksualne, urozmaicanie, gadżety itp.

Autor jakby zapomniał, że w tym wszystkim najważniejsza jest miłość, porozumienie, zgoda, szukanie wspólnych ustaleń, bycie nawzajem dla siebie dobrym, wyrozumiałym, wielkodusznym. Przebaczającym. Serdecznym.

Pozycje i wymysły nie wystarczą, gdy zabraknie miłości.

Flaki mi się zaczęły przewracać (przepraszam za wyrażenie), gdy doszłam do fragmentów, gdzie autor (-ka?) zaczął proponować jako alternatywę dla normalnych aktów małżeńskich seks oralny, analny.

Brrrr.

Wyjątkowo wstrętne, zwłaszcza w kontekście stanu błogosławionego.

Po pierwsze jest to duchowa trucizna.

I ta duchowa trucizna przekłada się na wyjątkowy wysyp różnorodnych chorób, które sypią się jak z rękawa, gdy dopuścimy do tego rodzaju zboczeń.

Jest to wyjątkowo nieodpowiedzialne, gdyż zaproponowane w kontekście ciąży, a więc jest zagrażające dla życia i zdrowia dziecka, choćby liczniejszymi infekcjami.

Jeśli treści o współżyciu seksualnym wyszły spod pióra położnej, to należy jej się dziwić, że tak mało korzysta ze współczesnej wiedzy położniczo-ginekologicznej, a tak wiele z propagandy LGBT.

Nauka jest nieubłagalna i podaje statystyki, z których wynika jak ogromnym zagrożeniem są wszelkie anomalie seksualne, gdy weźmiemy pod uwagę zachorowalność choćby na choroby weneryczne, liczbę samobójstw itp.

Z książką chciałam się zapoznać ze względu na to, że cenię sobie fizjoterapię, a tu się okazała wielka lipa.

Autor-fizjoterapeuta ze wszystkim odsyła do specjalisty zamiast napisać jakieś sensowne wskazówki. To, że można skorzystać z porady fizjoterapeuty każdy wie. Pisanie o tym w kółko, a ukrywanie swej wiedzy przed czytelnikiem jest nieco żenujące.

Równie słaba niestety okazała się część napisana przez położną, która dzieli się wiedzą z zamierzchłych lat, kiedy uważano, że należy nacinać krocze najlepiej wszystkim kobietom podczas porodu, a piersi przygotowywać do karmienia szorując je szorstkim ręcznikiem, wyciągając itp.

Przykro, ale nieaktualne.

Krocze należy chronić, bo żadnej części ciała nie należy człowiekowi nacinać na wszelki wypadek.

No i krocze matki chronić zwyczajnie warto i można przy odrobinie wysiłku czyli:

  1. W pozycjach wertykalnych, gdzie naciąga się ono równomiernie wokół główki dziecka (gdy matka jest w pozycji leżącej- bardziej narażona jest na głębokie pęknięcia w kierunku, w który mocniej naciska główka dziecka czyli w kierunku odbytu);
  2. Stosując ciepłe wilgotne okłady, które rozluźniają, spulchniają tkankę, czynią mniej podatną na pękanie;
  3. Zachęcając do porodu w wodzie;
  4. Spowalniając wyłanianie się główki stosując „zdmuchiwanie świeczek”- sapanie przez rodzącą, gdy główka najszerszym obwodem przeciska się przez tkanki krocza.

Położne w ustawie o zawodzie położnej mają wypisane, że są specjalistkami od fizjologii.

Niestety czytając w/w książkę nie mam poczucia, że autorka- położna zna fizjologię czyli przejawy zdrowia dobrze działającego organizmu.

Takiem przejawem fizjologii są skurcze Braxtona-Hicksa czyli napięcia mięśnia macicy będące objawem zdrowego przygotowania się macicy do porodu od 20 tygodnia ciąży do urodzenia. Trudno żeby mięsień pozostawał w bezruchu przez 9 miesięcy! To dopiero byłaby patologia. Macica musi ćwiczyć, żeby podczas porodu wykazywać sprawność i skuteczność. Inną sprawą jest, że niektóre matki czują, a inne nie czują tychże skurczy. Zależy to od indywidualnej wrażliwości. Nie należy wszakże matek wrażliwych na odczucia płynące z ich ciała straszyć tymi skurczami jako patologią!

Patologią współczesnej medycyny jest podawanie zdrowym matkom ze zdrowo działającym mięśniem macicy leków przeciwskurczowych. Niestety wiele dzieci po nagminnym przyjmowaniu przez ich matki No-spy czyli tabletek przeciwskurczowych ma po urodzeniu nieprawidłowo obniżone napięcie mięśniowe. Na nie też działały tabletki!

Najbardziej „rozwaliło” mnie jednak zdanie: „Dziecko przestawi cały dotychczasowy układ w domu. To ono będzie najważniejsze.”

Zastanawiam się, czy autorzy są świadomi, że niniejszym podają receptę na rozwalenie małżeństwa, a następnie rodziny.

Któryś ze świętych powiedział, że jeśli Pan Bóg jest na pierwszym miejscu, to wtedy wszystko jest na właściwym miejscu w życiu człowieka.

I tak jest w rzeczywistości.

Ale nawet jak ktoś nie jest wierzący, ale ma rodzinę, to nie warto swoich dzieci czynić pępkami świata. Wcale im to nie służy. Wcale przez to nie są szczęśliwsze. Wręcz przeciwnie.

To małżeństwo, para rodzicielska jest osią, podstawowym podsystemem rodziny. Dzieci tylko korzystają na tym, gdy rodzice się dogadują, współpracują, rozumieją siebie nawzajem. Wówczas mogą także wspierać się nawzajem w rodzicielstwie. Psychologia rodziny się kłania.

Ufff!

Musiałam wygarnąć 😉



O tak!

Możesz mieć najpiękniejszy poród.

Wystarczy tylko:

-Pójść do Spowiedzi Świętej;

-Zaprosić do swojego porodu niebo całe: Boga w Trójcy Świętej jedynego, Matkę Bożą, wszystkich Świętych;

-Dziękować za każdą falę porodową, jej przypływ, za dziecko, które chce się urodzić, za obstawę Nieba, która jest niezawodna, za każdy trud i radość w tym wychodzeniu naprzeciw swojemu dziecku;

-I otworzyć się na ten dar narodzin w jego całym wyzwaniu.



Tylko opuchlizna?

Niektórzy lekarze bagatelizują opuchliznę w stanie błogosławionym. Zwłaszcza jeśli dotyczy ona tylko nóg i NIE WIĄŻE SIĘ z patologią- białkiem w moczu.

No i trochę mają rację:

-człowiek by oszalał jakby się tak wszystkim przejmował;

-dzidziuś w macicy naciska na naczynia krwionośne, limfatyczne, gdy jest już dość duży, więc naturalnie ma i limfa, i krew utrudniony odpływ z kończyn dolnych, szczególnie gdy dużo stoimy, siedzimy, mało się ruszamy;

-zatrzymywanie wody w organizmie na tym etapie życia matki podtrzymującej życie dziecka jest korzystne, bo ta woda jest rezerwuarem dla niej i dziecka; no tak, matka jest jak wielbłąd 😉 też ma swój magazyn wody;

Ale są i tacy lekarze, którzy nie bagatelizują tej kwestii, bo pozostawiona limfa w jakimś obszarze ciała niekorzystnie może wpłynąć na całe ciało.

Co więc można zrobić, by nie puchnąć lub pozbyć się opuchlizny:

-popracować nad swoją dietą: do zupy wrzucać dużo pietruszki i mało marchewki, robić sobie koktajle z natki pietruszki (1 pęczek zmiksować z 1 litrem wody, sokiem z połowy cytryny i miodem do smaku- polecam też tym, co mają za niską hemoglobinkę); inne moczopędne roślinki, które warto jeść to: arbuzy, ogórki, cukinie itp.;

-są też zioła dozwolone w stanie błogosławionym, które działają przeczyszczająco na nerki, np. pokrzywa, która dawniej był zjadana normalnie jak warzywo, będąc stałym wiosenno-letnim elementem menu rodzin;

-być dużo w ruchu, ćwiczyć, a nawet gdy siedzimy lub stoimy, ruszać choćby samymi stopami lub palcami stóp;

-jeśli już jesteśmy szczęśliwymi posiadaczkami opuchlizny, warto skorzystać z drenażu limfatycznego, który usprawnia przepływ chłonki (inaczej- limfy).

Moje kochane, drogie niewiasty i ojcowie dzieci, czy Wy wiecie, że położna powinna również posiadać w asortymencie swych umiejętności również takie jak pewne elementy rehabilitacji matki i dziecka? Wśród nich jest również właśnie drenaż limfatyczny.

Te z Was, które chciałyby więc skorzystać z drenażu w Lublinie lub okolicy, zapraszam serdecznie na umówienie się (tel. 501-218-388), skorzystanie z Edukacji Przedporodowej Domu Narodzin Świętej Rodziny. W jej ramach mogę również, gdy jest taka potrzeba, wykonać jednorazowy drenaż limfatyczny ucząc przy tym sposobu jego wykonywania np. ojca dziecka, który później może robić go swej żonie częściej.

Położna może też udzielić takiego wsparcia oczywiście kobietom po różnych operacjach, np. wycięciu węzłów chłonnych przy raku piersi.

Jestem naprawdę szczęśliwa, gdy widzę na twarzy mamy w stanie błogosławionym w trakcie drenażu i po nim taką

ULGĘ 🙂

W/w tekst nie jest poradą lekarską ani położniczą oczywiście, tylko paroma luźnymi myślami 🙂 Takie można udzielać tylko osobiście i indywidualnie.



O czym chcecie przeczytać?

Zapraszam Was serdecznie do współtworzenia tego bloga przez:

-zadawanie pytań;

-dzielenie się swoją historią,

swoją ciekawością,

swoimi radościami i smutkami

swoimi odkryciami,

swoimi zdjęciami;

-wspólne spotkania.

Każda z Waszych historii jest jak diament:

-do oszlifowania;

-do zrozumienia;

-do docenienia.

Nie bój się jej przyjrzeć, pokochać, zobaczyć w nowym świetle!

Pytania, pomysły, historie, zdjęcia, pytania które chciałybyście zamieścić lub zastanowić się nad nimi razem ze mną, można do mnie wysyłać

pod nr telefonu i na adres:

Położna, (również doula) Iza,

tel. 501-218-388, fizula@gazeta.pl