|
|
Archiwum kategorii ‘Stan błogosławiony’
31 sierpień
– zdjęcie zrobione przez któreś z moich dzieci;
My matki, które poroniłyśmy bywamy załamane tą sytuacją utraty dziecka.
To boli.
To kusi do pogrążania się w smutku.
Rozstanie i tęsknota doskwierają, skoro się kochało. A może tym bardziej, gdy się nie kochało.
Ale prędzej czy później przychodzi ocknięcie.
Utrata dziecka?
Nie!
Gdy dziecko idzie do nieba, to się je zyskuje.
Jedni z naszych znajomych na grobie swojego maleństwa wygrawerowali napis: „Gromadźcie sobie skarby w niebie.”
Każdy dzień kochania tego maleństwa, gdy mieszkało z nami, był cenny.
O ile bardziej cenny jest każdy dzień w ramionach kochającego Boga Ojca.
Dzieci te żyjące na ziemi często się gubią- dosłownie i w przenośni.
Niebo to czas, kiedy żyją pełnią entuzjazmu i nic im już nie zagraża. Kiedy mają pełno czasu, by fikać radosne koziołki razem ze swoim Aniołem Stróżem. I nic nie jest w stanie oddzielić ich od Miłości, od oddychania nią, napełniania się nią.
Nie oszukujmy się: nawet bardzo kochając swe dzieci, zdarza się każdemu z nas być dla nich niedobrą, niecierpliwą, gniewliwą.
Gdy się ma dziecko na ziemi- to rodzic powinien być bardziej kochający. I zazwyczaj jest.
Gdy się ma dziecko w niebie- to od własnego dziecka można się uczyć miłości. Bo ono jest już zanurzone w jej oceanie.
I promienieje nią!
4 maj
„Wybrał nas przed założeniem świata”,
„z miłości przeznaczył nas dla siebie”
tyle o Bogu i każdym z nas.
Ale żeby tego było mało,
to jeszcze fajerwerki dla nas zapalił w chwili naszego poczęcia:
Błysk światła w czasie powstawania człowieka
16 kwiecień
Czasem badania prenatalne się przydają. Świetne operacje przeprowadza się już u maleńkich dzieci w łonie matki. Cud techniki na służbie cudu życia człowieka. Czasem mądra diagnoza pozwala skutecznie ratować życie dziecka po porodzie.
Częściej jednak są okazją do tortur psychicznych rodziców.
Niestety. Tak czasem bywa:
O pewnym Tomciu
18 marzec
Pewna mama dała mi do myślenia po raz kolejny w spotkaniu ze mną narzekając na stan błogosławiony i kwestionując to, że jest to błogosławiony czas. Wg niej stanowczo nie jest to stan błogosławiony, jest to przereklamowane, nienaturalne itp. Dlatego, że źle się czuje- dla niej nie jest to stan błogosławiony.
Zaczęłam się więc zastanawiać.
Myślałam,
myślałam
i jeszcze trochę myślałam.
Bo to, że wg niej nie jest, to nie znaczy, że w ogóle nie jest. Bo stan błogosławiony to nie znaczy, stan, kiedy czujemy się silne, świetne, wspaniale, zdrowo.
Stan błogosławiony, kiedy pod sercem mama nosi dziecko nie jest błogosławionym dlatego, że matka czuje się wtedy dobrze, nawet nie dlatego, że ma takie lub inne dobre uczucia i myśli w stosunku do dziecka. Różnie bywa, jak to w życiu.
Dlaczego więc jest błogosławiony?
Bo to dziecko, które daje Pan Bóg jest błogosławieństwem czyli szczęściem- przez nie ma się powiększać zakres dobra na świecie. Bo prezentem od Boga, zaszczytem jest uczestniczenie w darze noszenia go, rodzenia. Mam takie przeczucie, że Bóg, który sam stał się dzieckiem szczególnie jest dla matek w stanie błogosławionym łaskawy: chciałby im wiele dawać. Inną sprawą jest, że one nie zawsze chcą brać albo chcą brać mało.
Stan błogosławiony, bo się uczestniczy w cudzie stwarzania człowieka, którego Pan Bóg na swój obraz i podobieństwo stworzył. Nie dlatego, że nam łatwo, prosto i przyjemnie. Dlatego, że miłość rodzi miłość.
9 kwiecień
Zaczęło się od bardzo miłego wywiadu z miłą dziennikarką. W trakcie wywiadu były zapewnienia o autoryzacji.
Potem Ewa- nasza znajoma zadzwoniła, żeby pochwalić, jaki ładny artykuł jest o porodach domowych z udziałem naszej rodziny. Autoryzacji nie było. Dreszcz niepokoju przeszedł mi przez plecy.
Wtedy mąż szybko kupił gazetę. Kiedy przeczytałam go, poczułam się wstrząśnięta. To nie moje porody, nie moje słowa, nie słowa mojego męża. Nigdy nie rodziłam tak krótko (2 godziny), nigdy nie kładłam po porodzie dziecka obok itd.
Mleko rozlane. Tylko dobro może nas uratować. Więc spróbowałam się podzielić odrobiną dobra pomimo wszystko.
O porodach domowych i nie tylko
Taki prezent urodzinowy dla Ignasia.
9 styczeń
Karmienie piersią jest częścią naszego dzielenia się życiem z dzieckiem czyli integralną częścią płodności.
Ostatnio podsuwałam link o rodzinie z osiemnaściorgiem dzieci. Hm, nie to, żebym akurat do posiadania takiej, a nie innej gromadki zachęcała. To, co dobre dla tamtej rodziny- nie musi być dobre dla mojej lub twojej rodziny. W ogóle nie przepadam za porównywaniem.
Dziecko jest darem, prezentem od Pana Boga, a więc uważnie w Jego głos się trzeba wsłuchiwać, co na ten temat mówi.
Dla mnie np. bardzo ciekawe jest, co mówi jako Stworzyciel. Jak nas stworzył? Jak stworzył nasze dzieci.
Stworzył nas zdolnymi do rozmnażania, a częścią tego właśnie procesu rozmnażania się jest laktacja (karmienie piersią). I co ciekawe, laktacja jest dalszym ciągiem naturalnego rozwoju płodności (po poczęciu, ciąży, porodzie), a zarazem jest procesem ograniczającym naturalnie płodność.
Karmienie piersią z jednej strony sprzyja zdrowiu mamy (mniejsza podatność na nowotwory piersi, jajnika z każdym miesiącem karmienia, mniejsza utrata krwi, regeneracja sił- w czasie karmienia piersią organizm uczy się działać bardzo oszcędnie). Sprzyja także zdrowiu dziecka, dając mu bezpieczny czas na zdobywanie samodzielności pod względem odpornościowym, pokarmowym, emocjonalnym itd.
Z drugiej strony skuteczne karmienie piersią sprawia, że płodność jakby zwalnia: skupia się na urodzonym dziecku, a nie rozwija się ku kolejnym. Jednak żeby tak było, karmienie musi być ekologiczne czyli zgodne z naturą.
Jakie są warunki ekologicznego karmienia:
- karmienie piersią według potrzeby dziecka (dostęp do piersi, kiedy ma odruch szukania, kiedy jest spragnione lub głodne);
- wyłączne karmienie piersią co najmniej 6 miesięcy bez dokarmiania i dopajania;
- nie podawanie smoczków, smoczka-uspokajacza;
- przerwa nocna nie dłuższa niż 6 godzin;
- pozwalanie dziecku na usypianie przy piersi, gdy tego chce, pozwalanie na ssanie nieodżywcze (nie ma ono co prawdy wpływu na stan odżywienia, ale na ilość hormonów- owszem).
Gdy takie warunki są spełnione, płodność w większości sytuacji nie wraca, gdyż jest skupiona na dziecku, które jest małe, potrzebuje wiele uwagi, pokarmu do rozwoju.
Jednak zdarza się, że pomimo ekologicznego karmienia piersią mama zajdzie szybko w następną ciążę (są to jednak nieliczne przypadki). Jakie mogą być tego przyczyny?
- przejadanie się mamy (wysokokaloryczne jedzenie);
- bardzo dobre odżywienie mamy- organizm „czuje” taki dobrostan, że może sobie pozwolić na inwestowanie sił w kolejne dziecko;
- dziecko przesypia dłużej bez ssania niż potrzebuje; np. z tego powodu, że nie czuje obok siebie mamy (śpi samo), jest uczone samodzielnego spania; ew. wytrzymuje bez ssania dłużej niż potrzebuje (zabawianie, żeby nie płakało, bujanie, żeby usypiało bez mamy jako reguła itp.);
- dziecko nieskutecznie ssące (słabe przybieranie na wadze, nieefektywne pobudzanie piersi);
- indywidualne predyspozycje;
- inne.
Kiedyś wyczytałam informację, że do niepłodności laktacyjnej(LAM) kobieta musi karmić co najmniej 90 minut na dobę. Ale kto by to mierzył? Czy mamy karmić z zegarkiem w ręku? Tak jak nie liczymy buziaków i uścisków naszym dzieciom, tak dobrze się karmi piersią wtedy, kiedy nie wylicza się ilości karmień, nie czeka z napięciem: „Kiedy ono wreszcie skończy to ssanie?”
Nie chodzi o to, żeby nigdy nie usypiać przez kołysanie, ale o to, że ma sens pozwalanie choć od czasu do czasu na ssanie nieodżywcze. Działa ono uspokajająco na dziecko, opóźnia powrót płodności skierowanej ku następnemu dziecku.
Myślę o cd.
5 sierpień
Człowiek niespokojny zawsze znajdzie sobie powód do niepokojenia się.
Dlaczego cierpliwość i czekanie ma wartość?
Zobaczmy na podstawie badań dotyczących ustalania płci metodą ultrasonografii.
„Niektóre badania empiryczne wskazują, że przekazanie przed porodem informacji o płci dziecka może utrudnić jego przebieg. Pewien poziom napięcia, związanego z oczekiwaniem na rozwiązanie zagadki, mobilizuje matkę do włożenia większego wysiłku i ściślejszej współpracy z lekarzem w trakcie porodu. Jeśli kobieta jeszcze przed rozwiązaniem wiedziała zbyt wiele o potomku, to w czasie porodu ma słabszą motywację do wykazania aktywności w trudnych chwilach przełomu porodowego. Dzieje się tak, ponieważ ciekawość, aktywizująca w normalnych warunkach skupienie uwagi położnicy na dziecku, została przedwcześnie zaspokojona.
Matki znające płeć dziecka przed jego przyjściem na świat, słabiej odczuwają uniesienie i radość przy pierwszym spotkaniu z niemowlęciem. Ta silna euforia, która w normalnych warunkach powinna towarzyszyć początkowym kontaktom, jest niezwykle istotna, gdyż zmniejsza ryzyko wystąpienia depresji poporodowej. Kobiety poinformowane przed rozwiązaniem o płci potomka są narażone na dłuższe i intensywniejsze pogorszenie nastroju charakterystycznego dla okresu poporodowego (baby blues). Nastrój jest bardziej zmienny, z przewagą płaczu i smutku, występują trudności w koncentracji, w kontakcie z dzieckiem, unikanie ludzi, brak energii i sił. Ten stan wymaga czasem leczenia farmakologicznego. „
Pomyślałam sobie, że faceci może są bardziej niezależni od takich tam stanów emocjonalnych, zaspokojenie ciekawości ich nie ruszy. Jakże się myliłam:
„Przedwczesne zaspokojenie ciekawości na temat płci nie zawsze pozytywnie wpływa na stosunek mężczyzny do dziecka. Na podstawie badania uczuć ojcowskich, tworzących się stopniowo przez cały okres prenatalnego rozwoju dziecka, stwierdzono, że ojcowie, którzy poznali płeć dziecka tuż przed porodem, wykazywali mniejsze przywiązanie do niego niż ci, którzy takiej informacji nie otrzymali, i to niezależnie od tego, czy ich oczekiwania zostały pod tym względem spełnione. Wynika stąd, że brak wiedzy o płci dziecka raczej aktywizuje i wzbogaca uczucia ojcowskie”.
Oba cytaty pochodzą z książki Doroty Kornas-Bieli „Wokół początku życia ludzkiego”. Jeszcze w innym źródle czytałam dawniej, że kobiety po prostu dłużej parły (II faza porodu), gdy znały już płeć dziecka.
Myślę, że niektórzy mogą się na mnie oburzyć, że ich coś takiego nie dotyczy itd. Owszem- myślę, że to tylko badania, a człowiek w dużej mierze jest wolny i może wybrać pasujące mu zachowanie. Jednak widząc jak wielka plaga jest cesarek, sytuacji „nie mogłam, nie miałam siły urodzić”, baby bluesów i depresji poporodowych- poddaję to pod zastanowienie.
Czy nie lepiej, gdyby lekarze te parę sekund dłużej poświęcili zdrowiu matki i dziecka niż podglądaniu dziecka, odzieraniu go z tajemnicy?
Skąd więc ten tytuł: „Dlaczego zaufać?” Właśnie dlatego m.in. warto zaufać Panu Bogu, bo On się tylko nie myli. On wie, dlaczego ta a nie inna para małżeńska potrzebuje córeczkę albo pięć córeczek, a dlaczego inni powinni mieć samych synów bądź jeszcze inne doświadczenia.
31 lipiec
USG? A może to skrót od Uważaj Same Gafy?
Scenki z życia wzięte:
- Z rodziny: Po połowie stanu błogosławionego kobieta robiła USG. Miała marzenie, że może trafią jej się bliźniaki. Cóż, lekarz ją rozczarował: „pojedyncza ciąża”. Kilka miesięcy później podczas porodu coś zaniepokoiło lekarzy. Zrobili więc znów badanie USG. „O, widzę tu dużo rączek, dużo nóżek”. Matka rodząca przeraziła się myśląc: „Czy to jakiś potworek?” „No co, nie wiedziała pani, że ma pani bliźniaki?”
- Od sąsiadów z dołu: Lekarz na USG przestraszył moją sąsiadkę „To dziecko ma za krótkie nóżki!” Oczami wyobraźni ta mama już widziała swoje dziecko jako niepełnosprawne. Cóż, kiedy urodził się zdrowy chłopczyk ze zwykłymi nóżkami.
- Znajomi z forum budowlanego i niedalecy sąsiedzi zrobili „wypasione” USG 4D czyli trójwymiarowe; otrzymali informację, że ich dziecko to dziewczynka; potem nowo narodzony Piotruś spał w samych różowych śpioszkach;
- Skądinąd: pewność lekarska obwieściła obecność córeczki w łonie matki oczywiście na podstawie USG; po narodzinach rodzice do małego Michałka jeszcze rok później czasami wołali: Michalinko!;
- Gremium lekarzy obwieściło matce, że jej dziecko nie rozwija się, serce nie bije; rodzice nie zgodzili się jednak na łyżeczkowanie; całe szczęście! po paru miesiącach urodziło im się całe i zdrowe maleństwo;
- Historia od zaprzyjaźnionej mamy: na pierwszym USG okazało się, że dziecko nie ma nerek; wada letalna czyli wskazanie do aborcji od lekarza; na kolejnym USG okazało się, że jedna nerka jednak się rozwinęła, ale wadliwie, że to dziecko i tak umrze po narodzinach; rodzice jednak w swej miłości postanowili urodzić; na świat przyszedł cały i zdrowy człowiek;
- Z oazowego kręgu rodzin; z powodu wykrycia dużej narośli na głowie lekarz sugerował pozbycie się dziecka czyt. aborcję; z tego też powodu konieczne było cesarskie cięcie; diagnoza się tym razem sprawdziła: narośl była w rzeczywistości ogromna, ale wystarczyło ją usunąć operacyjnie, była to zwykła torbiel;
- Z wykładu dr ginekologii dla doradców życia rodzinnego: pani dr podważała sensowność tego co sama robiła, a mianowicie wykonywania USG w szczególności do 5 tygodnia; otóż w 5 tygodniu życia dziecka jego obraz na zdjęciach ultrasonograficznych może wyjść jako pęcherzyk zarodkowy, ale ma prawo też nie wyjść, nawet jeśli dziecko się rozwija prawidłowo; ale za to jaki stres i niepewność dla rodziców, gdy nie widać własnego dziecka, a oczekiwało się, że się je zobaczy.
Czy więc odrzucam tą zdobycz techniki, jaką jest ultrasonografia w skrócie USG?
Oczywiście, że nie. Jednak uważam, że jest to tylko niedoskonałe narzędzie, którym posługuje się również niedoskonały człowiek. Narzędzie, które używa statystyk, a jak wiadomo człowiek i krowa przechodzący razem przez most mają statystycznie po trzy nogi. Taka jest prawda tego narzędzia. Bez rozsądnego człowieka interpretującego obraz i te dane statystyczne narzędzie to nie jest wiele warte.
W mojej opinii przed połową okresu ciąży nie warto robić USG: zbyt duże ryzyko pomyłki, niemal żadnych możliwości pomocy dziecku. O ile około połowy ciąży w niektórych rzadkich przypadkach można robić dziecku nawet operację, pomóc podjąć dobrą decyzję odnośnie porodu, o tyle wcześniej poza straszeniem, poinformowaniem albo dezinformowaniem niewiele można zrobić, jeśli nie nic.
Inna sprawa, że są pewne poszlaki, że w okresie organogenezy a więc tworzenia wszystkich narządów dziecka, badanie USG może przynosić pewne negatywne efekty.
Czy można więc polegać na USG? Na pewno nie w pełni. W pełni tylko na Bogu.
9 grudzień
„Uwolnić poród”- tytuł filmu, który obiega cały świat.
Dziś będzie można go obejrzeć w Lublinie.
Film streszczają mniej więcej tak:
Z czyich rąk trzeba uwolnić poród? Twórcy tego filmu udowadniają, że akt narodzin został całkowicie zawłaszczony przez współczesne położnictwo, przez medycynę. Strach przed ewentualnymi komplikacjami podczas porodu, skutecznie podsycany przez lekarzy, doprowadził do dehumanizacji jednego z podstawowych procesów fizjologicznych. Pod pozorem bezpieczeństwa, kobiety na całym świecie zmuszane są do rodzenia w szpitalach, w których większość farmaceutycznych i chirurgicznych interwencji podczas porodów wykonywana jest dla korzyści finansowych lub wygody personelu medycznego. Przyznają to sami lekarze.
Para brytyjskich reżyserów, Alex Wakeford i Toni Harman, którzy są partnerami także w życiu prywatnym, po złych doświadczeniach w szpitalu przy narodzinach córki, zainicjowała ogólnoświatową kampanię, One World Birth, na rzecz zmian w systemie opieki okołoporodowej.
Pretekstem do nakręcenia filmu „Uwolnić poród” była głośna sprawa Ágnes Geréb, węgierskiej położnej, która od lat pomaga kobietom rodzić w domu. I chociaż miejscowe prawo tego nie zabrania, Ágnes pod zarzutem narażania życia pacjentów, trafiła do więzienia. Na fali protestów i społecznego oburzenia, jedna z matek zaskarżyła Węgry przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. I wygrała. Film mówi o doniosłym znaczeniu tego procesu.
Tak się złożyło, że młodszą córeczkę urodziłam w domu zanim zdołała przyjechać położna (korki na ulicach i te sprawy). Kiedy moja położna podzieliła się z tym z inną położną, ta zakrzyknęła: „Ależ to zabronione!” Na co moja położna odparła: „Oddychanie też niedługo będzie zabronione?” Przecież to też czynność fizjologiczna.
Oczywiście, że rodzenie dzieci również poza szpitalem nie jest i nie może być zabronione, choć przez jakiś czas PRL zmuszał kobiety, żeby rzeczywiście wszystkie rodziły w szpitalu.
Na szczęście obecnie jest lepsze prawo- co nie znaczy, że świadomość personelu medycznego się zmieniła. Dla nich jest to nadal sytuacja, nad którą to oni powinni mieć władzę, zarządzać porodem, kierować nim. Niestety takie zarządzanie jest opłakane w skutkach: ponad 30 % cesarskich cięć, traumatyczne przeżycia kobiet na porodówkach.
Wyrzekając się nawet nazwy „służba zdrowia” (obecnie jest już tylko „opieka zdrowotna”), rzeczywiście coraz bardziej odchodzą od służenia kobiecie i jej dziecku na rzecz rządzenia kobietą i jej dzieckiem.
Czemu służy np. kroplówka z oksytocyną?
Rzadkie są przypadki, kiedy rzeczywiście służy mamie rodzącej i jej dziecku. Lekarze nie zapoznają z licznymi skutkami ubocznymi wlewania w nią sztucznego hormonu oksytocyny:
- większy niż naturalnie ból, jego natężenie staje się nie do zniesienia;
- podwyższone ryzyko pęknięcia macicy;
- możliwość niedotlenienia, a nawet uduszenia dziecka (kiedy dziecko jest opętlone pępowiną- poród może postępować wolniej, dłużej w tym celu, żeby oszczędzić dziecko);
- częściej następują inne powikłania, m.in. konieczność rozwiązania porodu cesarskim cięciem, większe pęknięcia krocza (zbyt szybkie, mocne skurcze) itd.;
- gdy indukcja porodu: urodzenie wcześniaka lub dziecka niegotowego do porodu, do samodzielnego oddychania i inne powikłania związane z dzieckiem.
Pan Bóg się nie pomylił dając kobietom czas do czekania na poród, a w trakcie porodu dając wiele czasu na rodzenie się maleństwa. Ten czas jest potrzebny. Bo czas to miłość. W tym czasie można przekazać dziecku i jego matce tak wiele gestów miłości, cierpliwości, podtrzymania na ciele i duchu.
Tylko my jako matki musimy też być gotowe na to, by je przyjąć. I musimy uczyć naszych bliskich, że zasługujemy na cierpliwość, troskę, pokój.
30 listopad
Kiedy przyjeżdża się do porodu, można się spodziewać, że zapytają Cię o:
- dokumenty (kartę ciąży, dowód, wyniki badań: morfologia, mocz, cukier, grupa krwi, WR, Hbs, USG, legitymacja ubezpieczeniowa);
- adres;
- numer telefonu do Ciebie, Twojego męża;
- osobę upoważnioną do informowania na temat Twojego i dziecka stanu zdrowia;
- zawód Twój, Twojego męża, miejsce pracy;
- data i miejsce urodzenia rodzącej mamy i jej męża;
- przebyte w czasie ciąży choroby;
- czy chorowało się na gruźlicę, żółtaczkę, inną zakaźną chorobę (różyczkę itp);
- czy w ciągu ostatniego pół roku leczyło się zęby;
- o palenie i picie alkoholu w ciąży;
- o brane leki w czasie ciąży, zwłaszcza w ostatnim czasie;
- o choroby sprzed ciąży (np. tarczycy, cukrzyca itp.);
- o zalecenia lekarskie od specjalistów;
- dotychczasowe ciąże, poronienia, starsze dzieci (daty urodzenia, wagę urodzeniową), historię położniczą, przebyte zabiegi itp.;
- uczulenia, zwłaszcza na leki;
- pewnie jeszcze inne rzeczy (może ktoś mi przypomni- byłabym wdzięczna).
W bardziej cywilizowanych krajach ten wywiad można udzielić przed porodem. U nas jest w zwyczaju torturować kobiety tym wywiadem w trakcie porodu w większości szpitali. Bo takie są standardy.Trzeba powiedzieć wyraźnie są to standardy będące niekorzystne dla rodzących mam.
Jeśli mama ma takie oczekiwania, życzenie, to mogę jako doula za nią udzielić tego wywiadu, jeśli tylko podzieli się ze mną tymi informacjami przed porodem, może to złożyć na męża. Jeśli nie przedsiębierze jakiś środków, bierze na siebie informowanie personelu o tych sprawach zazwyczaj na Izbie Przyjęć.
Jeszcze innym rozwiązaniem byłoby spisać te informacje i w formie pisemnej podarować personelowi, żeby pozwolił nam rodzić, a nie przeprowadzał z nami wywiad w czasie, kiedy my potrzebujemy rodzić, a nie rozmawiać.
Słuszną reakcją mamy rodzącej na taki wywiad byłby okrzyk: „Dajcie mi święty spokój, nie wiem, czy nie zauważyliście, ale ja rodzę i nie mam ochoty w tym momencie na pogaduszki o starszych dzieciach i przebytych chorobach”.
Przepytywanie mamy rodzącej w trakcie porodu jest dla niej bardzo niekorzystne co najmniej z kilku względów:
- uaktywnia korę nową, której to pobudzenie utrudnia, a wręcz przyhamowuje (może choć nie musi) proces porodowy; za rodzenie się są odpowiedzialne starsze, bardziej prymitywne rejony mózgu;
- kiedy mamy skurcze porodowe odczuwane mniej lub bardziej boleśnie, nie ma się ochoty na rozmowy; im większy postęp porodu, tym większa odczuwalność- tym bardziej nie powinno się kobiety męczyć przepytywaniem;
- zadawanie serii pytań może (zwłaszcza na wczesnym etapie porodu) wręcz poród całkowicie zatrzymać- jest to tzw. efekt izby przyjęć, zanikają skurcze po przyjeździe do szpitala; cóż, szyjka macicy jest mięśniem zwieraczem, a my jesteśmy tak zbudowane, że kiedy otwieramy mięśnie zwieracze potrzebujemy intymności, skupienia, a nie wywiadu (analogia do mięśnia zwieracza odbytu); kobieta przepytywana może swój mięsień szyjki macicy zamknąć, zwłaszcza jeśli jest to połączone z bolesnym badaniem.
Zachęcam mamy przygotowujące się do porodu, by przygotowały w formie pisemnej odpowiedź na w/w pytania i wręczyły go na Izbie Przyjęć- nie pozwoliły się dodatkowo męczyć w czasie porodu. Aby nie pozwoliły odwracać swojej uwagi od porodu, rodzącego się dziecka- tylko dlatego, że takie są standardy szpitalne i trafiliśmy na taśmę produkcyjną szpitala.
Drugi taki sam poród nam się nigdy nie zdarzy. Trzeba, żebyśmy były dla siebie dobre i nie obciążały się tym, co nie jest potrzebne ani nam ani dziecku w tym okresie, który i bez tego jest czasem naszej drogi krzyżowej.
|